Ku
mojemu szczęściu, wybranek mojego serca nie błyszczał
inteligencją. Więcej w nim mięśni niż rozumu. Tak właściwie to
nie wiem, czemu ten Gwałcibór mi się podobał... Na potrzeby opowiadania chyba.
-
Nic nie szkodzi- odparł, nawet na mnie nie patrząc, tylko uważnie
obserwując swoją niegdyś) białą koszulkę. - Dziwne. Myślałem,
że ubierałem dziś zwykły t-shirt bez nadruku...
Tak...
Jak już wspominałam, Gwałcibór intelektem nie grzeszył... Ani
urodą, jak miałam być już zupełnie szczera.
{Czyli był idealny dla ciebie. Bo przecież podobień.. Cholera, Ann, nie bij!... Znaczy się; przeciwieństwa się bosko uzupełniają. Możesz już przestać mnie dziobać w ramię? Proszę? Skoro tak, to się odwdzięczę pięknym za nadobne, złociutka.)
Nie
tylko on, trzeba było przyznać ze smutkiem. Ann, kiedy robiła
maślane oczęta do tego umięśnionego matoła, przez przypadek nie
uskoczyła przed pewnym tyczkowatym chłopakiem, który
niósł przy sobie masę ciężkich książek ze szkolnej biblioteki.
Oboje wywrócili się, ale okularnica i tak radowała się tym -
Gwałcibór {Zdzisław lepszy. Lub Sławek. Albo Maria.} podał jej swoją
wielką łapę, aby pomóc jej wstać. ,,Jaki dżentelmen!'' -
myślała Ann, szczerząc się niczym idiotka do sera. Tyle że, ku mojemu
zadowoleniu, chłopak od książek miał trochę więcej oleju w
głowie niż nasza obecna bohaterka.
-
Och, przepraszam. Pomogę ci wstać! - Ustał tak, aby Gwałcibóbr
{Dalej wolę Zdzisława} [Bez
komentarza]
nie mógł jej dotknąć.
[Carmelku,
musimy dążyć do czegoś związanego z Percy'm]
{Wiem,
za chwilę twój Gwałcibóbr okaże się cyklopem}
[Coooooo?]
{Toooooo!
I w nagrodę nawet pozwolę ci napisać ten fragment. Hura ja!}
Kiedy
z niewiadomych powodów, byłam zła, że rudy nerd pomaga mi wstać
ziemi, a nie Gwałcicar...przepraszam, Gwałcibór, nadbiegła niska
dziewczyna z wyszczerzę od ucha do ucha. Stanęła obok naszego
małego karambolu na środku szkolnego korytarza i wytrzeszczyła
gały na mojego faceta. (Nie, nie rudzielca) {A, to wolisz
cyklopa za chłopaka swoich marzeń? Odwołuję,
masz beznadziejny gust. Albo innowacyjny, kto jak woli.}
-
O jacie! Ty masz jedno oko!- krzyknęła Carmelek,
niemal dźgając wyciągniętym paluchem mięśniaka w
oko.
Faktycznie.
Ten koleś ma jedno oko!, pomyślałam, {Drugi z ciebie
Sherlock, słonko} nagle niezmiernie szczęśliwa, że nie
dotknęłam jego ręki. Za to Gwałcibór nie wyglądał na takiego,
co by podzielał mój entuzjazm. Zawył tylko:
-
Heroski?!
Mówiłam
jej, żeby nigdy nie pokazywała nikogo tym swoim kościstym
paluchem! Bo kiedyś pożałuje!
A
potem razem z Carmelkiem musiałyśmy się szybko ewakuować, gdyż mój
niedoszły (chwała za to Herze!) chłopak, rzucił się na nas z
dzikim wrzaskiem. Ja rozumiem, że jestem {jesteśmy}
zadżemiste, ale mógł się chłopak-cyklop ograniczyć.
{Tak,
wiem,
akcja pędzi jak nie wiadomo co, ale to opowiadanie
jest pisane dla przyjemności mojej pięknej i bystrej osoby... I dla przyjemności tej drugiej dziewczynki, Żyrafy. Oczywiście.}
[Żyrafy...?
Serio? Cóż, przynajmniej mam długie chude nogi!]
{Ja
też mam ładne nogi, spadaj! Mi bardziej chodziło o szyję, złotko}
Na
nasze nieszczęście, mam z WF czwórkę i biegi nie są moją
ukochaną dyscypliną, jednak miałam dużą motywację; musiałam
chronić przez tym Cyklopem swoją torbę, a dokładnie torbę
siostry. Ludzie, jak ten stwór ją zniszczy to od dzisiaj będzie
się bała spać we własnym pokoju - Scholastyka zrobi mi z życia
piekiełko!
Uciekałam
więc pod długich, szkolnych korytarzach z okrzykiem bojowym
,,RATUNKU! JEDNOOKI NAS GONI I TO WCALE NIE JEST FAJNE!'', lecz, jak
można się spodziewać, wszyscy, których mijałam nie zwracali na
nas uwagi. Tylko Ann darła mordę ,,ZAMKNIJ SIĘ, TO NIE POMAGA!''.
Dziewczyna miała zero empatii, choć sama musiała zwiewać przed
swoim niedoszłym chłopakiem. Dołujące, no naprawdę.
Wydaje
mi się, że gdyby ten koleś miał dłuższe nogi, dawno by nas
dorwał. Ale jego kończyły były krótkie i tłuste, więc nie mógł
nas dorwać, nawet kiedy biegł jak najszybciej umie
{I TAKIE COŚ
PODOBAŁO SIĘ ANN!}
[Mówiłam już! To na potrzeby tego opowiadania!]
{Skoro tak, to oświadczam, że prędzej mój piesek zacznie chodzić na dwóch łapach i korzystać z toalety, niż Ci w to uwierzę. Mhm}
Jednak,
los się do nas jeszcze raz uśmiechnął, bo kiedy zbiegłyśmy z
gracją po schodach {stoczyłyśmy się jak dwie beczki głośno
przeklinając} pod naszą ,,najukochańszą'' szkołą stała duża
wymalowana ciężarówka z napisem: ,,Bo my kucyki robimy to
najlepiej''. Czy tylko dla mnie to dwuznaczna nazwa?
Chyba
tak, bo Ann złapała mnie za dłoń i pociągnęła za sobą, a
następnie zaczęła walić łapami w ciężarówkę. Nie słyszałam
uderzania o metal, tworzywo sztuczne czy z czego tam robili samochody
w latach Dzieci Kwiatów, gdyż niedaleko nas rozbrzmiewały krzyki
wściekłego monstrum. Postanowiłam pomóc jej krzyczeć i
dewastować samochód - raz się żyje, prawda? A ja jestem za młoda,
za piękna, za wspaniała, za bystra i ogólnie ,,za'', żeby zginąć!
[Polemizowałabym...]
I
wtedy stał się cud - i nie chodzi oto, że Ann ogarnęła tą szopę
na głowie, która udaje włosy - a mianowicie: drzwi samochodu się
otworzyły.
Niewiele
myśląc (co dla niektórych z nas jest naturalnym zachowaniem),
wgramoliłyśmy się do środka. Najpierw ja, potem Carmel. I zanim
zdążyłam powiedzieć przyjaciółce, że za kierownicą siedzi
facet, który zamiast jednego oka miał oczy na całym ciele, ta ryknęła:
-
JEDŹ! MAM DOSYĆ UCIECZKI PRZED KIMŚ, KTO MA NIE TYLE OCZU CO MIEĆ
POWINIEN! JEEEDŹ!
{Ja bym jeszcze dodatkowo użyła
paru rzeczy ,,upiększających'' te zdania, ale może być}
[To
opko będą czytać dzieci, ciiii...]
Jedyny
plus był taki, że dziwny facet się nie odezwał. Za to jego osiem
par oczu na dłoni, którą trzymał kierownice, łypnęło na mnie
groźnie.
-
Tofi ty moje kochane...- zaczęłam, odsuwając się na fotelu jak
najbliżej Carmelka. - Chyba musimy wysiąść...!
-
Nie Tofi, tylko Carmel! Ja wiem, rodzice zawsze lubili słodycze, ale
bez przesady. Nie, nie wysiądę, bo mam dosyć uciekania przed
twoimi chłopakami. Ten nawet ex nie był! Ja rozumiem, jak ostatnio
musiałam w fontannie siedzieć, żeby ten twój były-psychopata nas
nie znalazł, lecz to już przesada!
Spojrzałam
się na nią zblazowana i zamiast jej przerwać, chwyciłam ją za tą
durną głowę i przyciągnęłam do siebie, nakierowując jej
spojrzenie na kierowce.
-
Dlatego uważam, że czas wysiadać- syknęłam, puszczając ją i
patrząc jak dziewczyna otwiera buzię i ją zamyka.- Chyba, że
zaraz pojedziemy gdzieś, gdzie spotkamy faceta bez! oczu.
Przez
chwilę siedziałam obok Ann jak idiotka, nie wiedząc co powiedzieć
ani zrobić. To. Było. Za. Dużo. Nawet. Jak. Na. Moje. Nerwy. A
uwierzcie, potrafię być wytrzymała, choć najlepszym dowodem na to
jest to, że przyjaźnię się z Ann. Hello, za to powinnam dostać
Nobla, wytrzymuję jej gadanie. Choć, no dobra, ja zazwyczaj mówię,
a ona słucha, ale i tak!
[Udaje, że słucha. Popraw]
{Nie,
nie poprawię, bo czasem naprawdę cię słucham... Raz w tygodniu... Lub raz na rok... To prawie to samo, no nie?}
Ja jednak w przeciwieństwie do niektórych myślę, więc jęknęłam do
naszego... uroczego kierowcy:
-Ekhem... Przepraszam... wielmożnego pana, ale potrzebuję udać się w.... te no.... Eeee.... Ustronne miejsce. Tak, w ustronne miejsce.
Mężczyzna
zezował na mnie swoimi oczami, ale nic nie powiedział. Postanowiłam
przyjąć taktykę paniusi. Nic trudnego.
-Czyli muszę do łazienki. Teraz.
Dalej
nic, teraz tylko Ann patrzyła na mnie niczym na jak na przyszłą
bywalczynie Psychiatryka. Sorry, ale ja już dawno ześwirowałam,
spóźniła się.
[Ja to wiem. Po prostu wtedy zasłużyłaś na
odznakę "pacjent dnia"]
-Jeśli pan tak chce, to spoko. Tyle że ja nie będę płacić za odplamianie siedzeń, dobra?
To
podziałało natychmiast - mężczy... stwór zahamował tak
gwałtownie, że obie poleciałyśmy do przodu, lecz szybko się
pozbierałyśmy i Ann złapała za klamkę. Chcąc zrobić dobrą
minę do złej gry rzuciłam:
-
Zaraz wracamy!
-
W naszych snach - mruknęła Ann, ale to coś tego nie usłyszało:
biegłyśmy już po szarym asfalcie.
Jednak,
nic w życiu nie jest aż takie cudowne, a przynajmniej nie to, że
ze spokojnym sumieniem mogę oznajmić, że udało nam się zwiać.
Nic z tych rzeczy!
Któraś
z nas, ta z lepszymi pomysłami, wpadła na pomysł, żeby wbiec na
górkę i uciekać po jej drugiej stronie, żeby ten potwór nas
nawet setką gałek ocznych nie znalazł. Cóż, do dziś, jak padnie
pytanie, której to był pomysł, ja wskazuję na Carmelka a ona na
mnie. Ale koniec końców postanowiłyśmy wbiec na tą uroczą górkę
z jednym, samotnym świerkiem na szczycie.
{To była sosna, moja niewydedukowana koleżanko}
[Botanik się kurde odezwał]
I
jak się później okazało, był to jeden z poważniejszych błędów
w moim życiu. Nie, nie dlatego, że dostałam zadyszki. Tak,
był to poważniejszy błąd od pomylenia pani od niemieckiego z
dziadkiem oraz wpadnięcie do jeziora o trzeciej w nocy na
pochodach...
{Nawet od tego, że zrobiłaś sobie selfie w
ciuchach swojej Babuni? }
[Tak... Ej, ty nie miałaś o nich
wiedzieć!]
Dobra. Koniec końców, razem z Carmelkiem, w ten oto
cudaczny, niemożliwy i bardzo różnoOKI sposób znalazłyśmy
się w psychiatryku. Czytaj: Obozie Herosów, czyli w miejscu, gdzie
chcą ci wmówić, że latające konie są bezpieczne i nie chcą cię
zabić, a jak dźgniesz kolegę mieczem, to najlepszy sposób na
zabawę.
Ale
nie uprzedzajmy faktów.
-
O cholera, czy to są latające krowy?!
-
Walić bydło! Widziałaś smoka?!
Trwałoby
to wieczność, jednak wtedy ktoś z tych na dole, zauważył, że na
wzgórzu stoją dwie laski, licytując się, co jest tym
miejscu najbardziej chore...
Przez
ktoś Ann miała na myśli masę rozwrzeszczanych nastolatków w
jaskrawych koszulkach. Naprawdę, pomarańcz?! Zero wyczucia stylu,
no mówię! Kiedy te dzieciaki daltoniści do nas podbiegły {Ja i
Ann tego nie zauważyłyśmy, kłóciłyśmy się oto czy to na pewno
smok, a nie przerośnięta Cziłała z czerwonymi ślepiami} obie
naraz zamilkłyśmy.
Ann
pierwsza odzyskała werwę:
-Cześć
- uśmiechnęła się sadystycznie.- My tędy tylko przechodziliśmy,
bo...
-
Chciałyśmy pooglądać waszą. - Po chwili wahania strzeliłam coś
naprawdę bystrego - zieloną trawę...
-
U nas w mieście jest brzydsza...
Nastolatkowie
patrzyli nas zszokowani oprócz jakiegoś chłopca karzełka, który uśmiechnął się do nas jak mały kleptoman. {Aż sprawdziłam, czy dalej miałam portfel przy sobie!}
-
Jak jest mieszkać w mieście? Ludzie bardzo uważnie pilnują swoich kart kredytowych?
- Nie, rzucają je na ulicę i obskakują po każdej wypłacie jak afrykańskie plemiona. Oczywiście - mruknęłam, wywracając oczami. Chłopiec zmarszczył brwi.
Idiotyczne pytanie, idiotyczna odpowiedź.
Ann prychnęła cicho, a następnie zaświergotała:
-Taaa,
ale my musimy już iść, prawda Carmel?
Nie
odpowiedziałam, bo zagapiłam się na najładniejszego chłopaka na
świecie.
I
uwaga! Teraz wersje są dwie. Carmelek upiera się, że musieli nas
siłą tam zaciągnąć. Jak ją spytacie usłyszycie wersje o
kajdanach, łańcuchach kneblach i utracie przytomności. Potem, jak
jesteście bardzo cierpliwi wysłuchacie bajeczki o tym, jak moja
przyjaciółka w stylu ninja prawie stamtąd uciekła, ratując
nieporadną mnie, jednak ogłuszono ją. I jeżeli w to uwierzycie,
to będę się z was śmiała przez całe życie. Druga wersja
(prawdziwa), jest taka, że Carmelek, jak tylko zobaczyła wielkie
zielone oczy tego bruneta, nie było szansy przypomnieć jej, że
uciekamy przed wariatami. Usłyszałam tylko:
-
Oj Ann, chodź, pooglądajmy tą ich trawę dokładniej... Jest taka
piękna... Zielona...
A
chwilę potem ta zdrajczyni z gałami wlepionymi w tego całego
Antonio maszerowała w stronę dziwnych, starożytnych budowli. A
mnie zostawiła na pastwę losu!
Jednak
czego się nie robi- chcąc nie chcąc, dając wyraźny sygnał
reszcie Frajerów, że jeżeli jeszcze któryś wyceluje we mnie tym
fikuśnym patykiem, to będzie biegał po niego w dół wzgórza,
poczłapałam za przyjaciółką. Za to Carmelek, w towarzystwie
Antonio, z wzrokiem cielaka i twarzą bawoła z rozwolnieniem szła i
paplała o tym, jak bardzo kocha fizykę, i że nad łóżkiem ma
cytaty Newtona, choć tak naprawdę jest tam tylko wypisane wielkimi
literami: JAK MOGĘ BYĆ JEDNOCZEŚNIE PIĘKNA, BYSTRA I MIŁA?
Zacznijmy
od najważniejszej kwestii: WCALE NIE MIAŁAM MINY JAK BAWÓŁ Z
ROZWOLNIENIEM. Po prostu... Bosz, Antonio był boski. Śliczny,
bystry, zabawny - normalnie męska wersja mnie!
[Stwierdziła
Carmel, znając chłopaka pięć minut. Tiaaa...]
{ON JEST BOSKI, SPADAJ!}
Zachowywał się zarozumiale, więc
jednak to nie mój klon. No wiecie, przecież ja nie jestem ani
odrobinę arogancka, prawda?
Wróćmy jednak do historii: kiedy Ann warczała na mnie, jaka ze mnie
idiotka; ja zachwycałam się Anto... budynkami, tak, budynkami.
Jakieś ładniejsze się wydawały niż wcześniej - bardziej
kolorowe, bardziej ozdobne, po prostu lepsze! Nie wiedziałam czemu
jeszcze chwilkę wcześniej chciałam z stąd uciec, przecież tu
jest tak ładnie. No i jest Antonio... Wow, chyba zaczynam
przypominać jedną z tych rozwydrzonych lasek, które tylko
wzdychają: ,,Jaki on przystojny!". Ale przecież on był taki
przystojny! Nawet dla niego zaczęłam mówić, że kocham fizykę,
bo rzucił, iż ją lubi!
No
dobra, Carmel, a co z domem i torbą Scholi? Kurde, przecież nie
możemy tu zostać, będą się o nas martwić! A mój pies? KTO
WYPROWADZI NA DWÓR CARMEL JUNIOR?! Ehh, życie jest nie fair.
-
Antonio - zaczęłam niby spokojnie - To strasznie miłe, że nas
ugościłeś...
-
Chyba porwałeś - burknęła Ann, a ja ją zabiłam spojrzeniem.
-
Ale w domach czekają na nas rodzice i...
Antonio
zamilkł patrząc na nas uważnie, a następnie, z jak się potem
okazało chytrym uśmieszkiem, rzekł:
-
To może chociaż zostaniecie do jutra?
Ann
otworzyła usta, ale ja ją uprzedziłam:
- Jasne! - Bogowie, już kocham ten Obóz.
Z
jednego dnia zrobił się tydzień z tygodnia miesiąc, a z miesiąca
każde wakacje. Nie no, nadal uważam, że moja przyjaciółka
ominęła w przedszkolu lekcję, gdzie uczyli się kalendarza i
zegarka. Cóż... Nie zdziwiłabym się, jakby ona nawet
nie dostała się do przedszkola. Carmelek nawet nie przejęła się
tym, że Antonio, mimo że podobno ''boski'' próbuje jej wmówić,
że jest córką jakiegoś greckiego bóstwa.
Tak szczerze, to mi też to nie przeszkadzało, a potem nawet
przywykłam. To jest bardzo dziwne i absurdalne, ale na serio-
wierzysz, kiedy codziennie budzą cię latające krowy a twój kumpel
ma nogi kozła i umawia się z drzewem. Więc ani Carmelkowi nie
przeszkadzało, że jej ojcem okazał się Tanatos, ani mi, że
tatuś, którego nigdy nie miałam jest Hermesem. Więc obie byłyśmy
zadowolone - ja, bo mogłam zwiać ze szkoły i siedzieć z
najgenialniejszymi ludźmi pod słońcem, który byli moim
''rodzeństwem''. Natomiast Carmelek miała łóżko przy oknie z widokiem
na plażę, gdzie co wieczór Antonio trenował pływanie.
I
tak oto powstało zupełnie niepoukładane i dość dziwne
opko.
Zapisy po autografy we wtorek!