Pozdrawiamy
Wspaniała Karmel i Czarownica Ann {Ta, łatwo się domyśleć kto pisze ten wstęp}
PS. Przepraszamy za BEZNADZIEJNY tytuł, ale miałyśmy zero pomysłów, zresztą jak zwykle.
PS2. Przed użyciem zapoznaj się z treścią wstępu dołączonego do opka, bądź skonsultuj się z Karmel lub Ann, gdyż każde zdanie tego czegoś niewłaściwie zrozumiane zagraża Twojej psychice.
PS3. Carmel pisze normalną ściągą, Ann - kursywą.
Ciemność.
Ciemność.
Ciemność.
No
dobra, rozumiemy się? Jest ciemno, a ja i Ann nudzimy się i chcemy
zaserwować wam jakieś opko. Tylko jeden jedyny problem - o czym ma
być te opowiadanie? Ja osobiście mam pustkę we łbie i nic
oryginalnego mi nie świta. Czarownice? Nie. Wampiry? Nuda, już
lepiej nawet nie dotykać klawiatury komputera. Kosmici? Niet.
[Taaaak,
napiszmy o Lokim!]
{Nie,
Loki będzie na inną okazję. I cicho mi tam, teraz ja mówię!}
Mówię,
zero pomysłów! Co zrobić, co zrobić?! No nic, musimy was zamęczyć
sobą. Bo, za przeproszeniem, jest coś wspanialszego niż ja
i Ann?
Nie
wydaje mi się.
Całkowicie
popieram. No, może jeszcze Piper się podłączy.
(Kocham cię, gnomie!)
{Ja też cię kocham jako siostrę, Pipes! Nie zapominaj o mnie!}.
A więc... Przed państwem bardzo nieudolne, bardzo psychiczne i bardzo wymuszone opowiadanie o mnie i Carmelku. Nie wiem jednak, o czym będzie te opowiadanie, bo jest pisane na zasadzie - pięć zdań ty, pięć zdań ja.
(Kocham cię, gnomie!)
{Ja też cię kocham jako siostrę, Pipes! Nie zapominaj o mnie!}.
A więc... Przed państwem bardzo nieudolne, bardzo psychiczne i bardzo wymuszone opowiadanie o mnie i Carmelku. Nie wiem jednak, o czym będzie te opowiadanie, bo jest pisane na zasadzie - pięć zdań ty, pięć zdań ja.
Mimo to, skoro piszemy opowiadanie we dwie, musi wyjść genialnie.
Tak więc trzeba to jakoś zacząć. Na pewno powinnyśmy zacząć ciekawie, żebyście nie przełączyli na następny post. Tym oto sposobem, będę zła i zostawię Carmelkowi najgorsze, pisząc:
Tak więc trzeba to jakoś zacząć. Na pewno powinnyśmy zacząć ciekawie, żebyście nie przełączyli na następny post. Tym oto sposobem, będę zła i zostawię Carmelkowi najgorsze, pisząc:
Wszystko zaczęło się w pewien letni poranek.
Tego
dnia Ann wywaliła się w szkole na schodach przed chłopakiem, który
jej się podobał.
{Jestem dość mściwa, a ty jesteś fajtłapą... Ciesz się, że nie wymyślałam nic bardziej złośliwego, złotko}
[A
ty nie zapominaj, że tych chłopaków jest duuużo. Niech ci
będzie.]
Zanim
jednak przejdziemy do opisywania tej niezręcznej, wstydliwej, jednak
w przypadku moim - codziennej sytuacji, opiszę wam jak piękną i
wspaniałą dziewczyną jestem.
Jestem
wysoka jak na swój wiek, a nawet za wysoka. Kończy się to tym, że
większość moich rówieśników, sięga mi co najwyżej pod pachą
i jak chce na nich nawrzeszczeć, to muszę się schylać. Oprócz
tego jestem w miarę chuda, ale do idealnej figury dzielą mnie mile
morskie. Okulary, brązowe rozczochrane włosy i niebiesko szare
oczy.
Ogólnie,
w porównaniu ze mną, nic specjalnego. Nie mam jednak zamiaru się
tak dokładnie opisywać jak Ann. Powiem tylko, że gdy większość
z was czekała po wzrost, ja stałam dzielnie po rozum.Owszem, opłaciło się to.
No,
ale wróćmy do historii właściwej: biedna Ann miała pecha jak to
ona; zaliczyła glebę przed swym ukochanym {Nazwijmy go Bożydar!} i rozlała na nową koszulkę sok pomidorowy.
Przypominała wielką cegłę, bo i twarz jej płonęła ze wstydu.
No cóż, dzieci w Afryce głodują, ale przecież wiadomo, że ta
ofiara los... kochana dziewczyna miała gorzej!
[Nie,
żadnego Bożydara nie będzie! Może Dziewogrzmot lub Wyrwidąb od
razu!]
{Masz rację. Lepiej go nazwać Zdzisław.}
Ku
mojemu szczęściu, wybranek mojego serca nie błyszczał
inteligencją. Więcej w nim mięśni niż rozumu. Tak właściwie to
nie wiem, czemu ten Gwałcibór mi się podobał... Na potrzeby opowiadania chyba.
-
Nic nie szkodzi- odparł, nawet na mnie nie patrząc, tylko uważnie
obserwując swoją niegdyś) białą koszulkę. - Dziwne. Myślałem,
że ubierałem dziś zwykły t-shirt bez nadruku...
Tak...
Jak już wspominałam, Gwałcibór intelektem nie grzeszył... Ani
urodą, jak miałam być już zupełnie szczera.
Nie
tylko on, trzeba było przyznać ze smutkiem. Ann, kiedy robiła
maślane oczęta do tego umięśnionego matoła, przez przypadek nie
uskoczyła przed pewnym tyczkowatym chłopakiem, który
niósł przy sobie masę ciężkich książek ze szkolnej biblioteki.
Oboje wywrócili się, ale okularnica i tak radowała się tym -
Gwałcibór {Zdzisław lepszy. Lub Sławek. Albo Maria.} podał jej swoją
wielką łapę, aby pomóc jej wstać. ,,Jaki dżentelmen!'' -
myślała Ann, szczerząc się niczym idiotka do sera. Tyle że, ku mojemu
zadowoleniu, chłopak od książek miał trochę więcej oleju w
głowie niż nasza obecna bohaterka.
-
Och, przepraszam. Pomogę ci wstać! - Ustał tak, aby Gwałcibóbr
{Dalej wolę Zdzisława} [Bez
komentarza]
nie mógł jej dotknąć.
[Carmelku,
musimy dążyć do czegoś związanego z Percy'm]
{Wiem,
za chwilę twój Gwałcibóbr okaże się cyklopem}
[Coooooo?]
{Toooooo!
I w nagrodę nawet pozwolę ci napisać ten fragment. Hura ja!}
Kiedy
z niewiadomych powodów, byłam zła, że rudy nerd pomaga mi wstać
ziemi, a nie Gwałcicar...przepraszam, Gwałcibór, nadbiegła niska
dziewczyna z wyszczerzę od ucha do ucha. Stanęła obok naszego
małego karambolu na środku szkolnego korytarza i wytrzeszczyła
gały na mojego faceta. (Nie, nie rudzielca) {A, to wolisz
cyklopa za chłopaka swoich marzeń? Odwołuję,
masz beznadziejny gust. Albo innowacyjny, kto jak woli.}
-
O jacie! Ty masz jedno oko!- krzyknęła Carmelek,
niemal dźgając wyciągniętym paluchem mięśniaka w
oko.
Faktycznie.
Ten koleś ma jedno oko!, pomyślałam, {Drugi z ciebie
Sherlock, słonko} nagle niezmiernie szczęśliwa, że nie
dotknęłam jego ręki. Za to Gwałcibór nie wyglądał na takiego,
co by podzielał mój entuzjazm. Zawył tylko:
-
Heroski?!
Mówiłam
jej, żeby nigdy nie pokazywała nikogo tym swoim kościstym
paluchem! Bo kiedyś pożałuje!
A
potem razem z Carmelkiem musiałyśmy się szybko ewakuować, gdyż mój
niedoszły (chwała za to Herze!) chłopak, rzucił się na nas z
dzikim wrzaskiem. Ja rozumiem, że jestem {jesteśmy}
zadżemiste, ale mógł się chłopak-cyklop ograniczyć.
{Tak,
wiem,
akcja pędzi jak nie wiadomo co, ale to opowiadanie
jest pisane dla przyjemności mojej pięknej i bystrej osoby... I dla przyjemności tej drugiej dziewczynki, Żyrafy. Oczywiście.}
[Żyrafy...?
Serio? Cóż, przynajmniej mam długie chude nogi!]
{Ja
też mam ładne nogi, spadaj! Mi bardziej chodziło o szyję, złotko}
Na
nasze nieszczęście, mam z WF czwórkę i biegi nie są moją
ukochaną dyscypliną, jednak miałam dużą motywację; musiałam
chronić przez tym Cyklopem swoją torbę, a dokładnie torbę
siostry. Ludzie, jak ten stwór ją zniszczy to od dzisiaj będzie
się bała spać we własnym pokoju - Scholastyka zrobi mi z życia
piekiełko!
Uciekałam
więc pod długich, szkolnych korytarzach z okrzykiem bojowym
,,RATUNKU! JEDNOOKI NAS GONI I TO WCALE NIE JEST FAJNE!'', lecz, jak
można się spodziewać, wszyscy, których mijałam nie zwracali na
nas uwagi. Tylko Ann darła mordę ,,ZAMKNIJ SIĘ, TO NIE POMAGA!''.
Dziewczyna miała zero empatii, choć sama musiała zwiewać przed
swoim niedoszłym chłopakiem. Dołujące, no naprawdę.
Wydaje
mi się, że gdyby ten koleś miał dłuższe nogi, dawno by nas
dorwał. Ale jego kończyły były krótkie i tłuste, więc nie mógł
nas dorwać, nawet kiedy biegł jak najszybciej umie
{I TAKIE COŚ PODOBAŁO SIĘ ANN!}
[Mówiłam już! To na potrzeby tego opowiadania!]
{Skoro tak, to oświadczam, że prędzej mój piesek zacznie chodzić na dwóch łapach i korzystać z toalety, niż Ci w to uwierzę. Mhm}
{I TAKIE COŚ PODOBAŁO SIĘ ANN!}
[Mówiłam już! To na potrzeby tego opowiadania!]
{Skoro tak, to oświadczam, że prędzej mój piesek zacznie chodzić na dwóch łapach i korzystać z toalety, niż Ci w to uwierzę. Mhm}
Jednak,
los się do nas jeszcze raz uśmiechnął, bo kiedy zbiegłyśmy z
gracją po schodach {stoczyłyśmy się jak dwie beczki głośno
przeklinając} pod naszą ,,najukochańszą'' szkołą stała duża
wymalowana ciężarówka z napisem: ,,Bo my kucyki robimy to
najlepiej''. Czy tylko dla mnie to dwuznaczna nazwa?
Chyba
tak, bo Ann złapała mnie za dłoń i pociągnęła za sobą, a
następnie zaczęła walić łapami w ciężarówkę. Nie słyszałam
uderzania o metal, tworzywo sztuczne czy z czego tam robili samochody
w latach Dzieci Kwiatów, gdyż niedaleko nas rozbrzmiewały krzyki
wściekłego monstrum. Postanowiłam pomóc jej krzyczeć i
dewastować samochód - raz się żyje, prawda? A ja jestem za młoda,
za piękna, za wspaniała, za bystra i ogólnie ,,za'', żeby zginąć!
[Polemizowałabym...]
[Polemizowałabym...]
I
wtedy stał się cud - i nie chodzi oto, że Ann ogarnęła tą szopę
na głowie, która udaje włosy - a mianowicie: drzwi samochodu się
otworzyły.
Niewiele
myśląc (co dla niektórych z nas jest naturalnym zachowaniem),
wgramoliłyśmy się do środka. Najpierw ja, potem Carmel. I zanim
zdążyłam powiedzieć przyjaciółce, że za kierownicą siedzi
facet, który zamiast jednego oka miał oczy na całym ciele, ta ryknęła:
-
JEDŹ! MAM DOSYĆ UCIECZKI PRZED KIMŚ, KTO MA NIE TYLE OCZU CO MIEĆ
POWINIEN! JEEEDŹ!
{Ja bym jeszcze dodatkowo użyła paru rzeczy ,,upiększających'' te zdania, ale może być}
[To opko będą czytać dzieci, ciiii...]
{Ja bym jeszcze dodatkowo użyła paru rzeczy ,,upiększających'' te zdania, ale może być}
[To opko będą czytać dzieci, ciiii...]
Jedyny
plus był taki, że dziwny facet się nie odezwał. Za to jego osiem
par oczu na dłoni, którą trzymał kierownice, łypnęło na mnie
groźnie.
-
Tofi ty moje kochane...- zaczęłam, odsuwając się na fotelu jak
najbliżej Carmelka. - Chyba musimy wysiąść...!
-
Nie Tofi, tylko Carmel! Ja wiem, rodzice zawsze lubili słodycze, ale
bez przesady. Nie, nie wysiądę, bo mam dosyć uciekania przed
twoimi chłopakami. Ten nawet ex nie był! Ja rozumiem, jak ostatnio
musiałam w fontannie siedzieć, żeby ten twój były-psychopata nas
nie znalazł, lecz to już przesada!
Spojrzałam
się na nią zblazowana i zamiast jej przerwać, chwyciłam ją za tą
durną głowę i przyciągnęłam do siebie, nakierowując jej
spojrzenie na kierowce.
-
Dlatego uważam, że czas wysiadać- syknęłam, puszczając ją i
patrząc jak dziewczyna otwiera buzię i ją zamyka.- Chyba, że
zaraz pojedziemy gdzieś, gdzie spotkamy faceta bez! oczu.
Przez
chwilę siedziałam obok Ann jak idiotka, nie wiedząc co powiedzieć
ani zrobić. To. Było. Za. Dużo. Nawet. Jak. Na. Moje. Nerwy. A
uwierzcie, potrafię być wytrzymała, choć najlepszym dowodem na to
jest to, że przyjaźnię się z Ann. Hello, za to powinnam dostać
Nobla, wytrzymuję jej gadanie. Choć, no dobra, ja zazwyczaj mówię,
a ona słucha, ale i tak!
[Udaje, że słucha. Popraw]
{Nie, nie poprawię, bo czasem naprawdę cię słucham... Raz w tygodniu... Lub raz na rok... To prawie to samo, no nie?}
[Udaje, że słucha. Popraw]
{Nie, nie poprawię, bo czasem naprawdę cię słucham... Raz w tygodniu... Lub raz na rok... To prawie to samo, no nie?}
Ja jednak w przeciwieństwie do niektórych myślę, więc jęknęłam do
naszego... uroczego kierowcy:
-Ekhem... Przepraszam... wielmożnego pana, ale potrzebuję udać się w.... te no.... Eeee.... Ustronne miejsce. Tak, w ustronne miejsce.
Mężczyzna
zezował na mnie swoimi oczami, ale nic nie powiedział. Postanowiłam
przyjąć taktykę paniusi. Nic trudnego.
-Czyli muszę do łazienki. Teraz.
Dalej
nic, teraz tylko Ann patrzyła na mnie niczym na jak na przyszłą
bywalczynie Psychiatryka. Sorry, ale ja już dawno ześwirowałam,
spóźniła się.
[Ja to wiem. Po prostu wtedy zasłużyłaś na odznakę "pacjent dnia"]
[Ja to wiem. Po prostu wtedy zasłużyłaś na odznakę "pacjent dnia"]
-Jeśli pan tak chce, to spoko. Tyle że ja nie będę płacić za odplamianie siedzeń, dobra?
To
podziałało natychmiast - mężczy... stwór zahamował tak
gwałtownie, że obie poleciałyśmy do przodu, lecz szybko się
pozbierałyśmy i Ann złapała za klamkę. Chcąc zrobić dobrą
minę do złej gry rzuciłam:
-
Zaraz wracamy!
-
W naszych snach - mruknęła Ann, ale to coś tego nie usłyszało:
biegłyśmy już po szarym asfalcie.
Jednak,
nic w życiu nie jest aż takie cudowne, a przynajmniej nie to, że
ze spokojnym sumieniem mogę oznajmić, że udało nam się zwiać.
Nic z tych rzeczy!
Któraś
z nas, ta z lepszymi pomysłami, wpadła na pomysł, żeby wbiec na
górkę i uciekać po jej drugiej stronie, żeby ten potwór nas
nawet setką gałek ocznych nie znalazł. Cóż, do dziś, jak padnie
pytanie, której to był pomysł, ja wskazuję na Carmelka a ona na
mnie. Ale koniec końców postanowiłyśmy wbiec na tą uroczą górkę
z jednym, samotnym świerkiem na szczycie.
{To była sosna, moja niewydedukowana koleżanko}
[Botanik się kurde odezwał]
{To była sosna, moja niewydedukowana koleżanko}
[Botanik się kurde odezwał]
I
jak się później okazało, był to jeden z poważniejszych błędów
w moim życiu. Nie, nie dlatego, że dostałam zadyszki. Tak,
był to poważniejszy błąd od pomylenia pani od niemieckiego z
dziadkiem oraz wpadnięcie do jeziora o trzeciej w nocy na
pochodach...
{Nawet od tego, że zrobiłaś sobie selfie w ciuchach swojej Babuni? }
[Tak... Ej, ty nie miałaś o nich wiedzieć!]
Dobra. Koniec końców, razem z Carmelkiem, w ten oto cudaczny, niemożliwy i bardzo różnoOKI sposób znalazłyśmy się w psychiatryku. Czytaj: Obozie Herosów, czyli w miejscu, gdzie chcą ci wmówić, że latające konie są bezpieczne i nie chcą cię zabić, a jak dźgniesz kolegę mieczem, to najlepszy sposób na zabawę.
{Nawet od tego, że zrobiłaś sobie selfie w ciuchach swojej Babuni? }
[Tak... Ej, ty nie miałaś o nich wiedzieć!]
Dobra. Koniec końców, razem z Carmelkiem, w ten oto cudaczny, niemożliwy i bardzo różnoOKI sposób znalazłyśmy się w psychiatryku. Czytaj: Obozie Herosów, czyli w miejscu, gdzie chcą ci wmówić, że latające konie są bezpieczne i nie chcą cię zabić, a jak dźgniesz kolegę mieczem, to najlepszy sposób na zabawę.
Ale
nie uprzedzajmy faktów.
-
O cholera, czy to są latające krowy?!
-
Walić bydło! Widziałaś smoka?!
Trwałoby
to wieczność, jednak wtedy ktoś z tych na dole, zauważył, że na
wzgórzu stoją dwie laski, licytując się, co jest tym
miejscu najbardziej chore...
Przez
ktoś Ann miała na myśli masę rozwrzeszczanych nastolatków w
jaskrawych koszulkach. Naprawdę, pomarańcz?! Zero wyczucia stylu,
no mówię! Kiedy te dzieciaki daltoniści do nas podbiegły {Ja i
Ann tego nie zauważyłyśmy, kłóciłyśmy się oto czy to na pewno
smok, a nie przerośnięta Cziłała z czerwonymi ślepiami} obie
naraz zamilkłyśmy.
Ann
pierwsza odzyskała werwę:
-Cześć
- uśmiechnęła się sadystycznie.- My tędy tylko przechodziliśmy,
bo...
-
Chciałyśmy pooglądać waszą. - Po chwili wahania strzeliłam coś
naprawdę bystrego - zieloną trawę...
-
U nas w mieście jest brzydsza...
Nastolatkowie
patrzyli nas zszokowani oprócz jakiegoś chłopca karzełka, który uśmiechnął się do nas jak mały kleptoman. {Aż sprawdziłam, czy dalej miałam portfel przy sobie!}
-
Jak jest mieszkać w mieście? Ludzie bardzo uważnie pilnują swoich kart kredytowych?
- Nie, rzucają je na ulicę i obskakują po każdej wypłacie jak afrykańskie plemiona. Oczywiście - mruknęłam, wywracając oczami. Chłopiec zmarszczył brwi.
Idiotyczne pytanie, idiotyczna odpowiedź.
Ann prychnęła cicho, a następnie zaświergotała:
Idiotyczne pytanie, idiotyczna odpowiedź.
Ann prychnęła cicho, a następnie zaświergotała:
-Taaa,
ale my musimy już iść, prawda Carmel?
Nie
odpowiedziałam, bo zagapiłam się na najładniejszego chłopaka na
świecie.
I
uwaga! Teraz wersje są dwie. Carmelek upiera się, że musieli nas
siłą tam zaciągnąć. Jak ją spytacie usłyszycie wersje o
kajdanach, łańcuchach kneblach i utracie przytomności. Potem, jak
jesteście bardzo cierpliwi wysłuchacie bajeczki o tym, jak moja
przyjaciółka w stylu ninja prawie stamtąd uciekła, ratując
nieporadną mnie, jednak ogłuszono ją. I jeżeli w to uwierzycie,
to będę się z was śmiała przez całe życie. Druga wersja
(prawdziwa), jest taka, że Carmelek, jak tylko zobaczyła wielkie
zielone oczy tego bruneta, nie było szansy przypomnieć jej, że
uciekamy przed wariatami. Usłyszałam tylko:
-
Oj Ann, chodź, pooglądajmy tą ich trawę dokładniej... Jest taka
piękna... Zielona...
A
chwilę potem ta zdrajczyni z gałami wlepionymi w tego całego
Antonio maszerowała w stronę dziwnych, starożytnych budowli. A
mnie zostawiła na pastwę losu!
Jednak
czego się nie robi- chcąc nie chcąc, dając wyraźny sygnał
reszcie Frajerów, że jeżeli jeszcze któryś wyceluje we mnie tym
fikuśnym patykiem, to będzie biegał po niego w dół wzgórza,
poczłapałam za przyjaciółką. Za to Carmelek, w towarzystwie
Antonio, z wzrokiem cielaka i twarzą bawoła z rozwolnieniem szła i
paplała o tym, jak bardzo kocha fizykę, i że nad łóżkiem ma
cytaty Newtona, choć tak naprawdę jest tam tylko wypisane wielkimi
literami: JAK MOGĘ BYĆ JEDNOCZEŚNIE PIĘKNA, BYSTRA I MIŁA?
Zacznijmy
od najważniejszej kwestii: WCALE NIE MIAŁAM MINY JAK BAWÓŁ Z
ROZWOLNIENIEM. Po prostu... Bosz, Antonio był boski. Śliczny,
bystry, zabawny - normalnie męska wersja mnie!
[Stwierdziła Carmel, znając chłopaka pięć minut. Tiaaa...]
{ON JEST BOSKI, SPADAJ!}
Zachowywał się zarozumiale, więc jednak to nie mój klon. No wiecie, przecież ja nie jestem ani odrobinę arogancka, prawda?
[Stwierdziła Carmel, znając chłopaka pięć minut. Tiaaa...]
{ON JEST BOSKI, SPADAJ!}
Zachowywał się zarozumiale, więc jednak to nie mój klon. No wiecie, przecież ja nie jestem ani odrobinę arogancka, prawda?
Wróćmy jednak do historii: kiedy Ann warczała na mnie, jaka ze mnie idiotka; ja zachwycałam się Anto... budynkami, tak, budynkami. Jakieś ładniejsze się wydawały niż wcześniej - bardziej kolorowe, bardziej ozdobne, po prostu lepsze! Nie wiedziałam czemu jeszcze chwilkę wcześniej chciałam z stąd uciec, przecież tu jest tak ładnie. No i jest Antonio... Wow, chyba zaczynam przypominać jedną z tych rozwydrzonych lasek, które tylko wzdychają: ,,Jaki on przystojny!". Ale przecież on był taki przystojny! Nawet dla niego zaczęłam mówić, że kocham fizykę, bo rzucił, iż ją lubi!
No dobra, Carmel, a co z domem i torbą Scholi? Kurde, przecież nie możemy tu zostać, będą się o nas martwić! A mój pies? KTO WYPROWADZI NA DWÓR CARMEL JUNIOR?! Ehh, życie jest nie fair.
- Antonio - zaczęłam niby spokojnie - To strasznie miłe, że nas ugościłeś...
- Chyba porwałeś - burknęła Ann, a ja ją zabiłam spojrzeniem.
- Ale w domach czekają na nas rodzice i...
Antonio zamilkł patrząc na nas uważnie, a następnie, z jak się potem okazało chytrym uśmieszkiem, rzekł:
- To może chociaż zostaniecie do jutra?
Ann otworzyła usta, ale ja ją uprzedziłam:
- Jasne! - Bogowie, już kocham ten Obóz.
Z jednego dnia zrobił się tydzień z tygodnia miesiąc, a z miesiąca każde wakacje. Nie no, nadal uważam, że moja przyjaciółka ominęła w przedszkolu lekcję, gdzie uczyli się kalendarza i zegarka. Cóż... Nie zdziwiłabym się, jakby ona nawet nie dostała się do przedszkola. Carmelek nawet nie przejęła się tym, że Antonio, mimo że podobno ''boski'' próbuje jej wmówić, że jest córką jakiegoś greckiego bóstwa.
Tak szczerze, to mi też to nie przeszkadzało, a potem nawet przywykłam. To jest bardzo dziwne i absurdalne, ale na serio- wierzysz, kiedy codziennie budzą cię latające krowy a twój kumpel ma nogi kozła i umawia się z drzewem. Więc ani Carmelkowi nie przeszkadzało, że jej ojcem okazał się Tanatos, ani mi, że tatuś, którego nigdy nie miałam jest Hermesem. Więc obie byłyśmy zadowolone - ja, bo mogłam zwiać ze szkoły i siedzieć z najgenialniejszymi ludźmi pod słońcem, który byli moim ''rodzeństwem''. Natomiast Carmelek miała łóżko przy oknie z widokiem na plażę, gdzie co wieczór Antonio trenował pływanie.
I tak oto powstało zupełnie niepoukładane i dość dziwne opko.
Zapisy po autografy we wtorek!
Umarłam i nie wstanę XD
OdpowiedzUsuńPodczas czytania, śmiałam się jak chyba nigdy dotąd ^^
Po prostu… Uwielbiam, ubóstwiam i wgl.
Te wasze komentarze były epickie, a ja już padłam na starcie, przy PS2 XD
„Tak właściwie to nie wiem, czemu ten Gwałcibór mi się podobał”-> od tego momentu mój pokój odwiedzili kolejno:
1. Mój brat, twierdząc, że nie wie co brałam, ale mam następnym razem wziąć połowę, a drugą mu dać.
2. Moja mama, pytając się, czy dobrze się czuję i czy powinna się martwić, czy może dzwonić po karetkę.
3. Mój tata, oznajmiając że mam się przestać śmiać, bo sąsiedzi są na ogrodzie, a że okna mamy otwarte to wszystko słychać, a ja ich straszę.
No… Więc dzięki wam, moja rodzina myśli, że zwariowałam, a sąsiedzi, że mam jakiegoś demona w domu. Dziękuję. Naprawdę, jestem bardzo wdzięczna!
Bosz, ja chcę tego więcej i specjalną dedyczke przy tym tworze! Z racji tego, że zwykle nie komentuję, więc czujcie się wyróżnione :3
Amadea, która właśnie zrobiła kopiuj-wklej, swojego komentarza <3
Też bym mogła skopiować xD
OdpowiedzUsuńAle napiszę wam jeszcze raz- jedno ze śmieszniejszych opek, jakie czytałam! Przysięgam :D !!!! Powalają mnie wasze dialogi między sobą, wtrącenia. Brakuje jeszcze Piper i byłoby idealnie :3 choć teraz też jest B-O-S-K-O-O!!!
Jeżeli kiedykolwiek powstanie kontynuacja tego, a mam nadzieję, że owszem, to zamawiam przed-publikację ^^
Zacytuję Carmel : to oddaje całą ciebie. Zapamiętam na całe życie, że nigdy nie powinnam wsiadać do auta Argusowi. To może skończyć się źle i zagrozić mojej psychice. ( taa... wiem, nie umiem pisać komentarzy ale nie mam wprawy )
OdpowiedzUsuńJa jestem po prostu tak zaje*iście boska, że to się aż w głowie nie mieści. No bo patrzcie, jak późno piszę komentarz! Jestem beznadziejna, ale nie moja wina, dopiero co dołączyłam do tego bloga, więc... Wolałam napisać później niż wcale. Opowiadanie jest ekstra, może trochę krótkie, ale miałam ubaw, kiedy je czytałam. Chcę więcej takiej waszej weny twórczej przelanej na strony tego bloga (czyli opowiadań, ale ciii). Pozdrawiam autorki!
OdpowiedzUsuń~Shameeka
Ps. Antonio wymiata, hah! ^^