sobota, 9 sierpnia 2014

Moje Wakacje

 Wiem, nie jest to może moje najwybitniejsze opko, gdyż dopiero zaczynam z narracją 3-osobową, ale i tak mam nadzieje, że Wam się spodoba. Opisuje dwa momenty z moich wakacji. Lekko pozmieniane.
Dedykacja idzie dla ,,Nadii''.
Całusy, carmel


- Nie wariuj - powiedziała Nadia, ale widać było, że uśmiecha się pod nosem.
- Hallelujaaa, Hallelujaaaa...!!! - darła mordę na całe gardło Kiwa, idąc tanecznym krokiem.

Obie dziewczyny zachowywały się głośno i dość niestosownie jak na taką późną godzinę, więc co drugi sąsiad wyglądał i patrzył na nie niczym na wariatki. Prawdopodobnie przyczyniało się do tego również to, że na tej spokojnej, cichej ulicy w spokojnym, cichym mieście niewiele pojawiało się turystów, a te dwie na pewno nie były z stąd.

Choć może ci ludzie z nieciekawym życiem pragnęli pooglądać ich nietypowy wygląd? Podczas gdy jedna wyglądała niczym typowy murzyn z ciemnymi, sterczącymi kłakami, które próbowała (nieudolnie) związać w kok, druga przypominała wampira pomalowanego czerwoną farbą na twarzy. Nie mogło się jednak zaprzeczyć, że obie miały śliczne uśmiechy i klasyczne rysy. Najgorsze wydawało się lecz to, że te dziewczyny aż za dobrze wiedziały, że są ładniutkie.

- Fajny księżyc - rzuciła ni to z gruszki ni to z pietruszki Nadia, mając cichą nadzieje, że Kiwa przestanie ,,śpiewać''.

Kiwa, na szczęście dla przyrody, która wymierała od jej fałszu (i ona jest w chórze szkolnym!), zamknęła usta i ze zmarszczonymi brwiami przyjrzała się biało-srebrnej kuli na ciemnym niebie.

- Bo ja wiem? Taki sam jak zawsze. - Dziewczyna machnęła na to ręką, wyraźnie niezainteresowana pięknem nocnego horyzontu.

- Jezu - jęknęła Nadia, myśląc, jakim cudem się dogaduje z tym czymś.



Kiwa, słysząc to, roześmiała się śmiechem, który brzmiał identycznie jak wybuchy wesołości farbowanych blondynek z tanich tasiemców. Co jednak było smutne, to jej prawdziwy chichot.

Po chwili szły w ciszy, a towarzyszyło im jedynie kilka moli, brzęczących przy zapalonej latarni i Carmen - mały, uroczy york, ciągnący dziewczyny na smyczy przez idealny chodnik.

Niespodziewanie Carmen zaskomlała i zaczęła utykać na jedną łapę. Kiwa i Nadia natychmiast znalazły się obok niej, szczebiocząc jak do malutkiego dziecka (ale do małych dzieci zazwyczaj w ogóle nie mówią, bo ich nie lubią). Wtedy jednak stało się coś dziwnego; Carmen, jakby wypiła kilka puszek jakiegoś energetyku, wyrwała się do przodu. Nadia pociągnęła za smycz, którą trzymała w ręce, ale york nic sobie z tego nie zrobił, tylko biegł dalej. Dopiero kiedy wpadła w krzaki i głośno za niuchała, Nadia zatrzymała ją i przyciągnęła w ich stronę z powrotem.

- Co jej...? Dlatego nie lubię psów! One cały czas wariują! Żółwie są the best!

 - Szczególnie Sami Oskar Franek Fraklin I - Kiwa uśmiechnęła się z politowaniem, gdy wymówiła na jednym wydechu imiona żółwia Nadii.

Wtedy rozległ się głośny szczek, należący do potężnego wilczura, który siedział za bramą i rzucał w ich kierunku spojrzenie spode pyska. Ale dość szybko okazało się, że nie im lecz grupce małych kotków, przebiegających drogę. Carmen zazwyczaj również warczała na swoich publicznych wrogów numer jeden, ale wyjątkowo wolała obwąchiwać trawę. Dziwne.

- Ile kotełów! - zawołała Nadia - Istny zwierzyniec.

- Koteły są wszędzie! - Potem Kiwa zaczęła jak zwykle wariować - O bosz, bosz, bosz, zobacz jaki ładny koteł! - wskazywała ciemnego futrzaka, który pędem uciekał od nich.

Potem drogę zajechały im kolejne dwa czworonogi, cicho miaucząc.

- Ludzie, ile tam jest tych kotków? - Nadia z niedowierzaniem pokręciła głową, ujrzawszy kolejne kociątko wychodzące między kratami wysokiego płotu.

- Dużo - Kiwa jak zwykle nie wyczuła retorycznego pytania.

- No dobra, chodźmy z stąd. Robi się dziwnie - Nadia odwróciła się, ciągnąc za sobą Carmen, ale pies zaparł się mocno.

- Ej, idźmy tam gdzie ona chce. To jej spacer - rzuciła Kiwa.

Nadia (zwana przez Kiwę ,,Mudzynem'') wzruszyła obojętnie ramionami, a następnie obie dziewczyny skierowały się w stronę drzew i wysokiej trawy. Dość szybko okazało się, że tam nie było ścieżki, więc obie niechętnie szły w klapkach przez błoto, jednocześnie podrażniając sobie kostki przez drapiącą zieleń.

- Pewnie tu są kleszcze - jęknęła Kiwa, wydymając dolną wargę.

Nadia wywróciła oczami.

- Sama chciałaś iść tam, gdzie chce twój pies, więc masz!

Kiwa wydawała z siebie głośne prychnięcie i niespodziewanie Carmen zatoczyła się, lecz po chwili znowu szła normalnie.

- Chwila - rzekła Kiwa do Nadii, biorąc Carmen na ręce i sprawdzając, czy york nic sobie nie zrobił w żadną kończynę. Kiedy okazało się, że piesek był w szczytowej formie, Kiwa zmarszczyła brwi, intensywnie myśląc, czemu Carmen tak się podejrzanie zachowuje.

- Pewnie Carmen zaczęła wariować jak jej właścicielka - Nadia uśmiechnęła się słodko.

- Że niby ja wariuję? - Kiwa zrobiła oburzoną minę, stawiając psa na podłożu.

- A kto powiedział pani Lolit, że idealnie umie niemiecki i strzelił słynne ,,Bitte open the window''?

- Spadaj.

Nadia zachichotała na widok miny przyjaciółki, ale nic więcej nie dodała, bo nagle zauważyła gdzie Carmen je prowadzi.

- Stara stacja benzynowa. - Wskazała ręką mały, opuszczony budynek.

Dziewczyny wymieniły się zdziwionymi spojrzeniami i szybko poszły za yorkiem, który w dalszym ciągu ciągnął je w stronę budowy. Jednak im bardziej się zbliżały do zardzewiałych maszyn i wybitych okien tym szły coraz wolniejszym krokiem. No cóż, ta miejscówka nawet z zewnątrz nie wydawała się zbyt urodziwa - wszędzie pajęczyny i jakieś walające się graty. Aż dziwne, że nikt jeszcze nie zrobił tutaj porządku!

 - Co tam jest w środku? - zapytała Kiwa, a jej oczy rozbłysły z ciekawości.

Nadia miała ochotę podejść do jednej z zakurzonych ścian, które widniały przed nią i walnąć głową w jej powierzchnie. Jeśli ta dziewczyna o cerze wampira od siedmiu boleści zaczyna na coś patrzeć tym durnym spojrzeniem: Ja-Nie-Wiem-Co-Tam-Jest-I-Równie-Dobrze-Zostanę-Zabita-Przez-Zombie-Które-Tam-Jest-Ale-I-Tak-To-Sprawdzę, to znaczyło, że za chwilę zrobi coś strasznie głupiego.

Znowu. A pomyśleć, iż po czternastu latach coś powinna mieć w tym głupim łbie, nie licząc biologi i jakiś dziwnych piosenek!

 - Trzymaj Carmenka, ja zajrzę przez ramę okna, co.... - Nie dokończyła, bo wtedy rozległ się łomot.

Dźwięk przypominający uderzanie łyżką o garnek (Kiwa, na złość Nadii, wielokrotnie sprawdzała jak to brzmi) mógłby być nawet śmieszny, gdyby dziewczyny nie usłyszały go na jakimś odludziu. Wystraszone, z najgorszymi myślami o morderstwach, rzuciły się do ucieczki, prowadząc za sobą yorka.

Dopiero po jakiś dziesięciu metrach dojrzały, że zamiast pojawienia się seryjnego mordercy, lub, o zgrozo!, kolejnego koteła, przez okiennice wyleciał gołąb. Carmen wesoło zaszczekała, pragnąc zrobić sobie z niego kolację.

 - Och. A myślałam, że to umarlaki wstały z grobu, żeby nas pogrzebać żywcem przez twoje fałsze.

 - Ja ciebie też kocham.

* * * *

 - Carmenek! - krzyknęła uradowana Nadia.

Jako że wyjazd do cioci skończył się dwa tygodnie temu, Mudzyn nie widział yorka od dłuższego czasu, a ponieważ uwielbiała tego psa (i jedynie tego), zawsze witała ją bardzo... entuzjastycznie.

 - Tak, mój mały Carmenek jest ze mną, zabiorę cię od tego złego Kiwulca. - Wzięła yorka na ręce i przytuliła ją do siebie, podczas gdy ta energicznie machała ogonem.

Kiwi, stojąca obok w krótkich spodenkach i z komórką w dłoni, wywróciła oczami.

 - Gotowa na wyjazd nad morze?

Ale Nadię w tamtej chwili nie obchodził lodowaty Bałtyk, tylko Carmen, która radośnie polizała ją po policzku.

 - Carmenek, wiesz, że jedziemy razem nad morze?! Będzie tam piach, no i się opalimy! - Po chwili Mudzyn zauważył, iż się zagalopował - W sensie: ja się opalę, Kiwa się spali na szlachetnego pomidora, a ty będziesz żarła piasek!

 - Odkrywcze.

 - Ale nie tak, jak ser z dziurami! - Nadia była ogromną fanką produktów zawierających mleko.

 - Bosz, teraz ty jesteś ta dziwna! Odwróciłyśmy role! - krzyknęła Kiwa, obdarzając ją zszokowanym spojrzeniem.

Nadia nic nie powiedziała, tylko westchnęła.

To będą długie wakacje.




4 komentarze:

  1. Dobra, piszę ten komentarz jeszcze raz.
    Carmel, chyba jeszcze nigdy aż tak się nie uśmiałam jak przy czytaniu Twojego opka. Bardzo mi się podobało.
    Annabeth1009

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, po raz ostatni piszę ten komentarz, jeśli się nie opublikuje to trudno,
    Jeszcze nigdy nie uśmiałam się tak jak teraz, czytając Twoje opko Carmel. Bardzo mi się podobało.
    Annabeth1009

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, piszę ten komentarz po raz ostatni, jeśli się nie opublikowało to trudno.
    Od dawna nie czytałam opka, przy którym uśmiałam się tak jak przy Twoim. Bardzo mi się podobało.
    Annabeth1009

    OdpowiedzUsuń
  4. Carmelku, (tak wiem, że to się pisze z małej) to było SUPER. Świetne, śmieszne i OgólnieNieWiemCoNapisaćWyszłamZWprawyWPisaniuKomentów. KOTEŁY RZĄDZOM!!
    No to teraz będę czekać na więcej takich nieziemskich opek.

    OdpowiedzUsuń