Wiem,
nie jest to może moje najwybitniejsze opko, gdyż dopiero zaczynam z
narracją 3-osobową, ale i tak mam nadzieje, że Wam się spodoba. Opisuje
dwa momenty z moich wakacji. Lekko pozmieniane.
Dedykacja idzie dla ,,Nadii''.
Całusy, carmel
- Nie wariuj - powiedziała Nadia, ale widać było, że uśmiecha się pod nosem.
- Hallelujaaa, Hallelujaaaa...!!! - darła mordę na całe gardło Kiwa, idąc tanecznym krokiem.
Obie dziewczyny zachowywały się
głośno i dość niestosownie jak na taką późną godzinę, więc
co drugi sąsiad wyglądał i patrzył na nie niczym na wariatki.
Prawdopodobnie przyczyniało się do tego również to, że na tej
spokojnej, cichej ulicy w spokojnym, cichym mieście niewiele
pojawiało się turystów, a te dwie na pewno nie były z stąd.
Choć może ci ludzie z nieciekawym
życiem pragnęli pooglądać ich nietypowy wygląd? Podczas gdy
jedna wyglądała niczym typowy murzyn z ciemnymi, sterczącymi
kłakami, które próbowała (nieudolnie) związać w kok, druga
przypominała wampira pomalowanego czerwoną farbą na twarzy. Nie
mogło się jednak zaprzeczyć, że obie miały śliczne uśmiechy i
klasyczne rysy. Najgorsze wydawało się lecz to, że te dziewczyny
aż za dobrze wiedziały, że są ładniutkie.
- Fajny księżyc - rzuciła ni to z
gruszki ni to z pietruszki Nadia, mając cichą nadzieje, że Kiwa
przestanie ,,śpiewać''.
Kiwa, na szczęście dla przyrody,
która wymierała od jej fałszu (i ona jest w chórze szkolnym!),
zamknęła usta i ze zmarszczonymi brwiami przyjrzała się
biało-srebrnej kuli na ciemnym niebie.
- Bo ja wiem? Taki sam jak zawsze. - Dziewczyna machnęła na to ręką, wyraźnie niezainteresowana
pięknem nocnego horyzontu.
Kiwa, słysząc to, roześmiała się
śmiechem, który brzmiał identycznie jak wybuchy wesołości
farbowanych blondynek z tanich tasiemców. Co jednak było smutne, to
jej prawdziwy chichot.
Po chwili szły w ciszy, a towarzyszyło
im jedynie kilka moli, brzęczących przy zapalonej latarni i Carmen
- mały, uroczy york, ciągnący dziewczyny na smyczy przez idealny
chodnik.
Niespodziewanie Carmen zaskomlała i
zaczęła utykać na jedną łapę. Kiwa i Nadia natychmiast znalazły
się obok niej, szczebiocząc jak do malutkiego dziecka (ale do
małych dzieci zazwyczaj w ogóle nie mówią, bo ich nie lubią).
Wtedy jednak stało się coś dziwnego; Carmen, jakby wypiła kilka
puszek jakiegoś energetyku, wyrwała się do przodu. Nadia
pociągnęła za smycz, którą trzymała w ręce, ale york nic sobie
z tego nie zrobił, tylko biegł dalej. Dopiero kiedy wpadła w
krzaki i głośno za niuchała, Nadia zatrzymała ją i przyciągnęła
w ich stronę z powrotem.
- Co jej...? Dlatego nie lubię psów!
One cały czas wariują! Żółwie są the best!
- Szczególnie Sami Oskar Franek
Fraklin I - Kiwa uśmiechnęła się z politowaniem, gdy wymówiła
na jednym wydechu imiona żółwia Nadii.
Wtedy rozległ się głośny szczek,
należący do potężnego wilczura, który siedział za bramą i
rzucał w ich kierunku spojrzenie spode pyska. Ale dość szybko
okazało się, że nie im lecz grupce małych kotków,
przebiegających drogę. Carmen zazwyczaj również warczała na
swoich publicznych wrogów numer jeden, ale wyjątkowo wolała
obwąchiwać trawę. Dziwne.
- Ile kotełów! - zawołała Nadia -
Istny zwierzyniec.
- Koteły są wszędzie! - Potem Kiwa
zaczęła jak zwykle wariować - O bosz, bosz, bosz, zobacz jaki
ładny koteł! - wskazywała ciemnego futrzaka, który pędem uciekał
od nich.
Potem drogę zajechały im kolejne dwa
czworonogi, cicho miaucząc.
- Ludzie, ile tam jest tych kotków? -
Nadia z niedowierzaniem pokręciła głową, ujrzawszy kolejne
kociątko wychodzące między kratami wysokiego płotu.
- Dużo - Kiwa jak zwykle nie wyczuła
retorycznego pytania.
- No dobra, chodźmy z stąd. Robi się
dziwnie - Nadia odwróciła się, ciągnąc za sobą Carmen, ale pies
zaparł się mocno.
- Ej, idźmy tam gdzie ona chce. To jej
spacer - rzuciła Kiwa.
Nadia (zwana przez Kiwę ,,Mudzynem'')
wzruszyła obojętnie ramionami, a następnie obie dziewczyny
skierowały się w stronę drzew i wysokiej trawy. Dość szybko
okazało się, że tam nie było ścieżki, więc obie niechętnie
szły w klapkach przez błoto, jednocześnie podrażniając sobie
kostki przez drapiącą zieleń.
- Pewnie tu są kleszcze - jęknęła
Kiwa, wydymając dolną wargę.
Nadia wywróciła oczami.
- Sama chciałaś iść tam, gdzie chce
twój pies, więc masz!
Kiwa wydawała z siebie głośne
prychnięcie i niespodziewanie Carmen zatoczyła się, lecz po chwili
znowu szła normalnie.
- Chwila - rzekła Kiwa do Nadii,
biorąc Carmen na ręce i sprawdzając, czy york nic sobie nie zrobił
w żadną kończynę. Kiedy okazało się, że piesek był w
szczytowej formie, Kiwa zmarszczyła brwi, intensywnie myśląc,
czemu Carmen tak się podejrzanie zachowuje.
- Pewnie Carmen zaczęła wariować jak
jej właścicielka - Nadia uśmiechnęła się słodko.
- Że niby ja wariuję? - Kiwa zrobiła
oburzoną minę, stawiając psa na podłożu.
- A kto powiedział pani Lolit, że
idealnie umie niemiecki i strzelił słynne ,,Bitte open the
window''?
- Spadaj.
Nadia zachichotała na widok miny
przyjaciółki, ale nic więcej nie dodała, bo nagle zauważyła
gdzie Carmen je prowadzi.
- Stara stacja benzynowa. - Wskazała
ręką mały, opuszczony budynek.
Dziewczyny wymieniły się zdziwionymi
spojrzeniami i szybko poszły za yorkiem, który w dalszym ciągu
ciągnął je w stronę budowy. Jednak im bardziej się zbliżały do
zardzewiałych maszyn i wybitych okien tym szły coraz wolniejszym
krokiem. No cóż, ta miejscówka nawet z zewnątrz nie wydawała się
zbyt urodziwa - wszędzie pajęczyny i jakieś walające się graty.
Aż dziwne, że nikt jeszcze nie zrobił tutaj porządku!
- Co tam jest w środku? -
zapytała Kiwa, a jej oczy rozbłysły z ciekawości.
Nadia miała ochotę podejść do
jednej z zakurzonych ścian, które widniały przed nią i walnąć
głową w jej powierzchnie. Jeśli ta dziewczyna o cerze wampira od
siedmiu boleści zaczyna na coś patrzeć tym durnym spojrzeniem:
Ja-Nie-Wiem-Co-Tam-Jest-I-Równie-Dobrze-Zostanę-Zabita-Przez-Zombie-Które-Tam-Jest-Ale-I-Tak-To-Sprawdzę,
to znaczyło, że za chwilę zrobi coś strasznie głupiego.
Znowu. A pomyśleć, iż po czternastu
latach coś powinna mieć w tym głupim łbie, nie licząc biologi i
jakiś dziwnych piosenek!
- Trzymaj Carmenka, ja zajrzę
przez ramę okna, co.... - Nie dokończyła, bo wtedy rozległ się
łomot.
Dźwięk przypominający uderzanie
łyżką o garnek (Kiwa, na złość Nadii, wielokrotnie sprawdzała
jak to brzmi) mógłby być nawet śmieszny, gdyby dziewczyny nie
usłyszały go na jakimś odludziu. Wystraszone, z najgorszymi
myślami o morderstwach, rzuciły się do ucieczki, prowadząc za
sobą yorka.
Dopiero po jakiś dziesięciu metrach
dojrzały, że zamiast pojawienia się seryjnego mordercy, lub, o
zgrozo!, kolejnego koteła, przez okiennice wyleciał gołąb. Carmen
wesoło zaszczekała, pragnąc zrobić sobie z niego kolację.
- Och. A myślałam, że to
umarlaki wstały z grobu, żeby nas pogrzebać żywcem przez twoje
fałsze.
- Ja ciebie też kocham.
* * * *
- Carmenek! - krzyknęła
uradowana Nadia.
Jako że wyjazd do cioci skończył się
dwa tygodnie temu, Mudzyn nie widział yorka od dłuższego czasu, a
ponieważ uwielbiała tego psa (i jedynie tego), zawsze witała ją
bardzo... entuzjastycznie.
- Tak, mój mały Carmenek jest
ze mną, zabiorę cię od tego złego Kiwulca. - Wzięła yorka na
ręce i przytuliła ją do siebie, podczas gdy ta energicznie machała
ogonem.
Kiwi, stojąca obok w krótkich
spodenkach i z komórką w dłoni, wywróciła oczami.
- Gotowa na wyjazd nad morze?
Ale Nadię w tamtej chwili nie
obchodził lodowaty Bałtyk, tylko Carmen, która radośnie polizała
ją po policzku.
- Carmenek, wiesz, że jedziemy
razem nad morze?! Będzie tam piach, no i się opalimy! - Po chwili
Mudzyn zauważył, iż się zagalopował - W sensie: ja się opalę,
Kiwa się spali na szlachetnego pomidora, a ty będziesz żarła
piasek!
- Odkrywcze.
- Ale nie tak, jak ser z
dziurami! - Nadia była ogromną fanką produktów zawierających
mleko.
- Bosz, teraz ty jesteś ta
dziwna! Odwróciłyśmy role! - krzyknęła Kiwa, obdarzając ją
zszokowanym spojrzeniem.
Nadia nic nie powiedziała, tylko westchnęła.
To będą długie wakacje.
Dobra, piszę ten komentarz jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńCarmel, chyba jeszcze nigdy aż tak się nie uśmiałam jak przy czytaniu Twojego opka. Bardzo mi się podobało.
Annabeth1009
Dobra, po raz ostatni piszę ten komentarz, jeśli się nie opublikuje to trudno,
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie uśmiałam się tak jak teraz, czytając Twoje opko Carmel. Bardzo mi się podobało.
Annabeth1009
Dobra, piszę ten komentarz po raz ostatni, jeśli się nie opublikowało to trudno.
OdpowiedzUsuńOd dawna nie czytałam opka, przy którym uśmiałam się tak jak przy Twoim. Bardzo mi się podobało.
Annabeth1009
Carmelku, (tak wiem, że to się pisze z małej) to było SUPER. Świetne, śmieszne i OgólnieNieWiemCoNapisaćWyszłamZWprawyWPisaniuKomentów. KOTEŁY RZĄDZOM!!
OdpowiedzUsuńNo to teraz będę czekać na więcej takich nieziemskich opek.