ESMERALDA VII
Okay, to nie był najbardziej wymarzony scenariusz, jaki mógłby mieć
miejsce. Ale, hej, mogłoby być dużo gorzej.
W pierwszej chwili, kiedy Vicky wyciągnęła moją rękę w górę, pomyślałam „o
ja pierdolę”. Wiem, niezwykle głęboka reakcja, ale tylko na to mogłam się w
tamtym momencie zdobyć. Bo za cholerę nie spodziewałabym się, że sprawy zajdą w
tym kierunku. Potem zdecydowanie ochłonęłam, ale widząc, jak Victoria przejmuje
się moją reakcją, uznałam, że nie będę jej wyjaśniać sytuacji i udawałam, że
naprawdę byłam wściekła. Warto było, w decydującym momencie wyglądała jak
zastraszony hipopotam.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie Nicolas Ackerman i jego cholerny
wzrok.
Kiedy odchodziłam od Vicky i Thomasa, zostawiając ich sam na sam (modląc
się, żeby się zupełnie przypadkiem nie pozabijali), zaczęłam
zmierzać w kierunku mojego przyjaciela, stojącego niedaleko sceny. I nie
wiedziałam, czy się bać, czy też może... bać.
No stał. No kurde po prostu stał i się patrzył. Na mnie. A ja z każdym
krokiem się kurczyłam coraz bardziej, a gdy byłam kilka kroków od niego
zastanawiałam się, w skali od jeden do dziesięciu jak bardzo mnie zauważy. I w
skali od jeden do dziesięciu jak małe są moje szanse na dyskretną ucieczkę.
I po licznych kalkulacjach w obu skalach mi cholera dziesięć wychodziło.
Więc szłam, zgarbiona, i nawet nie miałam za kim się schować, bo tłum
znacznie się przerzedził. I nie miałam na kogo zwalić, że mnie na przykład
znokautował i musiałam... nie wiem, położyć się na ziemi i udawać żółwia.
- Nick – zaczęłam, uśmiechając się i nerwowo przygryzając wargę. – Ja ci to
wyjaśnię. Ja naprawdę... no... ja serio nie wiedziałam. – Starałam
się jak najlepiej nakreślić sytuację, i właśnie widzicie, jak mi to wychodziło.
A ten buc nadal tam stał, nadal jego twarz nie wyrażała żadnych, absolutnie
żadnych emocji. – No jak cię kocham nie miałam pojęcia, że Victoria coś takiego
odwali. – W miarę jak mówiłam, Nicolas robił się... dobra, żartuję, nadal się
tak dziwnie na mnie patrzył. – Ja w ogóle to nie wiedziałam... eee, no o co
chodzi w tym Turnieju i... i to nie był mój pomysł... No powiedzże coś!
No nareszcie jakaś reakcja. Nick uniósł brwi, nadal się na mnie patrząc. Ja
patrzyłam na niego, a on na mnie, ja na niego, a on... wybuchnął śmiechem.
Głupi kretyn.
- O kicia – rechotał, wyciągając ramię i wieszając się na moim ciele. – Ty
i Vicky będziecie pierwsze uciekać z tej cholernej Areny.
- Nicolas, zaraz cię zapiszę na kurs pocieszania.
- Nie ma czegoś takiego.
- Już jest.
Wywróciłam oczami, a w międzyczasie Nick trochę się uspokoił. Wziął mnie
pod rękę i ruszył z miejsca, ciągnąc mnie za sobą.
- Szczerze, to zastanawiałem się, czy cię opieprzyć.
- Możesz mi podać dzień, kiedy nie zastanawiasz się, czy mnie opieprzyć? –
Uśmiechnęłam się, patrząc na niego z boku. Na jego twarzy nadal widniał
baaardzo szeroki uśmiech, a oczy mu zawadiacko błyszczały. No cholera, był
rozbawiony.
- A mogę – prychnął. – Jak się poznaliśmy.
- Mhm,, bo wtedy to się nawet nie zastanawiałeś.
- No, ale się liczy. O, i jeszcze wtedy, jak...
- ...jak zaciąłeś się obieraczką? – spytałam niewinnie, wydymając usta i
udając, że nie patrzę na jego reakcję. Wytrzeszczył oczy, uśmiech momentalnie
zszedł mu z twarzy, a ręce opadły.
- Czy możemy o tym nie wspomina...
- Nie – ucięłam, zadowolona biorąc go pod rękę i wskazując otwartą dłonią
na grupkę herosów, krzątających się przy Arenie. – Patrz, oni jeszcze nie
słyszeli całej historii o obieraczce i delikatnych rączkach Nicolasa. Och, cały
Obóz nie słyszał jeszcze historii o obieraczce i delikatnych rączkach Nico...
- Ani mi się waż. – Nick z wrażenia aż się zatrzymał. Zaśmiałam się.
Cała historia o obieraczce i delikatnych rączkach Nicolasa zamyka się w
gruncie rzeczy w pięciu minutach i pięciu dialogach. Pierwsza minuta i pierwszy
dialog opierał się na tym, że kazałam Nickowi obrać ogórki do sałatki, którą
mieliśmy zrobić na przyjazd jego cioci. Druga i trzecia minuta opierała się na
przekleństwach Nicolasa oraz wyzwiskach w stronę biednej, niewinnej obieraczki.
- OjezuEsprzeciąłemsięratujjezujezujezu.
- Co zrobiłeś?
- ES JA KRWAWIĘ!
- Nicolas, ty ledwo drasnąłeś naskórek.
- OBOŻEUMIERAM.
No a potem musiałam latać i szukać apteczki, podczas gdy Nick leżał na
kanapie z ręcznikiem, po długich namowach zamoczonym przeze mnie w ciepłej
wodzie, na czole.
- Ale wiesz, że ciepła woda przyspiesza proces krwawien...
- Nie, bo ja nie lubię zimnej wody.
- Ale...
- Es, mogłabyś ze mną nie dyskutować w godzinę mojej śmierci?
Aż dziwne, że krwawił i umierał, a jednocześnie mógł się tak rzucać.
- To była chwila słabości – teraz odburknął z wyrzutem, przewracając
oczami.
- Podczas której krzyczałeś, że umierasz – dopowiedziałam, uśmiechając się
szeroko. – Faceci.
- Ooo, ależ nie tylko faceci mają chwile słabości – oznajmił mi, puszczając
oczko. Poczochrał sobie włosy i stanął, zadowolony z siebie.
- Oświecisz mnie? – spytałam, zaplatając ramiona i również się zatrzymując.
Uniosłam brwi w geście oczekiwania.
- Kobiety – odparował. – Zawsze znajdą jakiś powód, żeby wszcząć kłótnię o
byle co.
W duchu po pierwsze przyznałam mu rację (chociaż sama nie wierzyłam, że to
zrobiłam), ale też zaczęłam przeszukiwać mózg, żeby znaleźć konkretny
przypadek, kiedy coś takiego się wydarzyło.
No niby było, ze chciałam biszkopt, a ten sobie wymyślił ciasto czekoladowe
na urodziny naszego wspólnego kolegi... Kiedyś też spadłam z huśtawki, bo ten
pajac źle ją przywiązał, a ten mi zarzucił, że widocznie nie utrzymało mojego
ciężaru.
- No dobrze, przepraszam, że nie odzywałam się przez dwa dni, jak mi
powiedziałeś, że nie mogę być Po z teletubisiów – burknęłam, przewracając
oczami. – Ale... ale to było hańbiące!
- Tłumaczyłem ci – odpowiedział spokojnie Nick, wciskając ręce do kieszeni
swoich spodni. – Mogłabyś być tym odkurzaczem, Nono, on świetnie ciągnie.
- A ty mógłbyś być wiatrakiem, oboje kiepsko dmuchacie – rzuciłam, lekko
prychając. Przewróciłam oczami i zaplotłam ramiona.
- Ała – zaśmiał się, łapiąc się za serce. – Ja cię komplementuję, a ty mnie
obrażasz.
- Jak to był komplement, to ja jestem Po z teletubisió...
- Nie jesteś Po z teletubisiów.
- No i sam sobie odpowiedziałeś – oznajmiłam wesoło, śmiejąc się.
Zdmuchnęłam kosmyki włosów z twarzy, bo zaczęły mi przeszkadzać. Naprawdę,
zawsze, jak miałam dobry humor, to moje włosy szalały i ciągle mi leciały...
wszędzie. No kurde, wszędzie. – Ale jeśli ci nie chodzi o kłótnię o
teletubisie, to naprawdę już nie wiem, o co.
- Kobiety – powtórzył, a na jego twarz wypłynął sarkastyczny uśmiech. –
Zawsze znajdą sobie powód do dyskryminacji.
Z wrażenia aż otworzyłam usta i odruchowo rozglądnęłam się, szukając
wzrokiem Vicky. Popatrzyłam na schody, ale tam nikogo nie było. Szybki rzut
okiem na scenę, ale tam też nikogo nie znalazłam. Ogólnie w promieniu
kilkudziesięciu metrów nie było nikogo więcej niż kilku herosów, albo
siedzących na ziemi, albo stojących i rozmawiających. Zero Vicky, zero... zero
nikogo.
- Zamknij szczenę, jeszcze nie jesteś Nono.
- Spieprzaj. – Wywróciłam oczami, ale wargi zacisnęłam. Nick parsknął,
pocierając kark. – To nie był mój pomysł, mówię ci jeszcze raz, na spokojnie – stwierdziłam,
a kiedy mój przyjaciel tylko się zaśmiał, przewróciłam oczami. – No serio.
Byłam tak samo zaskoczona jak większość siedzących na tym zebraniu osób.
- I dlatego dałaś się w to wciągnąć? – zapytała sarkastycznie, ale pod tym
sarkazmem kryło się poważne pytanie. Och, czy on naprawdę zawsze musiał tak
wszystko maskować i ukrywać?
- Po części – zgodziłam się. – Ale jakby się nad tym zastanowić...
- NA WSZYSTKICH BOGÓW!
Odwróciłam się w kierunku, skąd dobiegał głos. Nie zdążyłam jednak nic
zarejestrować oprócz chmary brązowych włosów, lecących mi na twarz.
Naprawdę, ja te głupie włosy kiedyś obetnę. Ale byłam prawie, na jakieś
dziewięćdziesiąt osiem koma czterdzieści osiem tysięcy sześćset
trzydzieści osiem procent (i tak wiem, że nikomu by się nie chciało czytać tej
liczby) pewna, że to nie one wykrzyczały „NA WSZYSTKICH BOGÓW”.
Kiedy odwróciłam się z powrotem w stronę Nicka, przede mną stała nieco
niższa ode mnie dziewczyna, uśmiechająca się promiennie. Patrzyłam prosto w jej
bladoniebieskie tęczówki, wbijające wzrok w moją twarz w jednocześnie
dziewczęcy i pełen nadziei sposób. I ta laska miała...
Brązowe włosy.
Hura, czyli to one poleciały mi na twarz! Czyli nie muszę ścinać swoich
kłaków. Dobrze, bo je chyba mimo wszystko lubię.
- Szturmuj, Eva! – usłyszałam zza swoich pleców męski głos, jednak tak
pełen rozbawienia, że aż mi się miło zrobiło, a na serduszku cieplej. Żartuję,
miałam nadzieję, że to nie jakiś psychopata z wesołym akcentem. Normalnie to
bym się odwróciła, ale za bardzo się bałam, że znowu dostanę w
twarz włosami.
- Sebastian? – zdziwił się Nicolas, ale uśmiechnął się. Oho, kolejny. - No
i po co tu przyjechałeś niby?
- O ty zdradziecka suczo – zaśmiał się głos, który po chwili
zmaterializował się w plecy dość wysokiego chłopaka z czupryną blond włosów i
szelkami. Razem z Nickiem wykonali swoiste powitanie, składające się z serii
przybić piątek, żółwików, fok, beczek i tym podobnych.
A ta laska dalej stała i się na mnie patrzyła z uśmiechem na twarzy.
Zaczynałam... zaczynałam się bać. No, ale raz Esmeraldzie śmierć.
- Hej, jestem Esmeralda – przedstawiłam się, uśmiechając się delikatnie i
lekko wymuszenie, bo, mimo wszystko... no kurde ten wyszczerz!
- Wiem – odpowiedziała, unosząc kąciki ust i odsłaniając rząd ładnych,
białych ząbków.
Um. Tak. No cóż... to dużo wyjaśnia. Bogowie, zabiję Nicka.
- Znaczy, Evangelina jestem – poprawiła się, wyciągając rękę. Niepewnie
uścisnęłam jej dłoń – była bardzo ciepła i delikatna w dotyku, ale... ten
uśmiech! Myślałam, że zaraz ucieknę z płaczem, bo wyglądała, jakby chciała mi
zajrzeć w duszę. – Ale wszyscy mi mówią Eva bo krócej ale ojeju tyle o tobie
słyszałam i w ogóle to jesteś serio tak śliczna jak opowiadał nam Nick w sumie
chłopak dobrze trafił bo ojeju i wyglądasz uroczo twoje włosy się zawsze tak
kręcą?
Wszystko dziewczyna powiedziała na jednym wydechu, nie przestając się
uśmiechać. Wydawało mi się, że w jej wypowiedzi nie było ani kropek, ani
przecinków, ewentualnie zastąpiła je słowami „ojeju” i... „i”.
- Och, Nicolas, naprawdę mówiłeś, że jestem śliczna? – zapytałam
sarkastycznie, patrząc na mojego przyjaciela, który prychnął, rozbawiony. Obok
niego stał, tym razem przodem, ten chłopak. I... no, jeśli to był kumpel
Nicolasa, to nieźle trafiłam. Miał wyraźnie zarysowaną szczękę, zapadłe policzki
i piękne, piwne oczy. Wąskie wargi układał w uśmiech, a ręce niedbale opierał
na szelkach, podtrzymujących mu spodnie. Miał w sobie pełno luzu, ale też
takiego czegoś w rodzaju... otwartości. Kiedy tak stał, aż miało się ochotę do
niego podejść i pogawędzić, bo po prostu wyglądał na bardzo towarzyskiego.
- Evie pomyliło się ze „ślamazarną” – wyjaśnił Nicolas, a ja wydęłam wargi
na widok tego, jaki jest z siebie zadowolony. Sebastian zaśmiał się wesoło, a
jego śmiech był tak zaraźliwy, że aż się uśmiechnęłam.
- Jacha czacha, ty pantoflarzu – rzucił, trącając Nicka ramieniem. Kąciki
moich warg powędrowały jeszcze wyżej. Szlag, już go lubię. – Seba jestem.
- Esme... nie, czekaj, niech zgadnę, już wiesz – stwierdziłam, prychając z
rozbawieniem. – Wydaje mi się, że Nick opowiedział o mnie połowie Obozu.
- Z moich obliczeń wynika, że więcej niż połowie – oznajmiła Eva pogodnym
głosem. – Mam nawet statystyki!
- Rozczaruję cię, ziom, ale ona ma statystyki –
poinformował mnie usłużnie Seba, kiwając głową. – Ale spoko, nie tylko twoje.
- Czy przez to mam się poczuć lepiej? – zapytałam, ale było to pytanie w
stu procentach retoryczne.
- A i owszem, Esmi, bo pomaga świadomość, że jest tysiąc pięćset sto
dziewięćset osób, które mają własne kartoteki – wytłumaczył Nicolas.
- Właściwie to segregatory – poprawiła go Eva, obracając się w jego
kierunku i błyszcząc ząbkami. – Za dużo informacji.
- Jeśli chcieliście mnie pocieszyć, to bardzo mi przykro, ale wam nie
wyszło – uśmiechnęłam się promiennie. Sebastian na ten widok też uniósł kąciki
ust w górę. – Nawet Nicolas mnie nie wspiera.
- Tu sei cosὶ scopata che tu non ѐ necessario il mio aiuto mio sole
*Jeteś tak walnięta, że nie potrzebujesz mojej pomocy, moje słońce* -
rzucił szybko Nick, na co wywróciłam oczami. Seba spojrzał na niego i uniósł
brwi do góry.
A Eva wydawała się niewzruszona niczym, nadal błyszcząc ząbkami i wlepiając
wzrok w Nicolasa.
- I co to niby miało znaczyć? – westchnęłam, bo, jak podejrzewałam,
wypadało się przyzwyczaić do nadużywania języka włoskiego. Szlag by ich
wszystkich.
- Że jesteś pojebana – wytłumaczył mi mój przyjaciel, posyłając mi całusa,
a ja aż sobie z tego wszystkiego prychnęłam.
- Naprawdę, wyzywasz mnie po włosku? – zapytałam, zaplatając ramiona.
- Tak serio to powiedział, że jesteś tak porąbana, że sobie poradzisz –
sprostował Seba, wyciągając rękę i klepiąc mnie po barku.
- E pazzo di te *I szaleję za tobą* - dodał
Nick, a ja wyrzuciłam dłonie w powietrze, powodując wybuch śmiechu w Evy. Gdy
się na nią popatrzyłam, uniosła brwi w górę, a potem je opuściła.
No naprawdę, ja przy nim zwariuję. Zwariuję, osiwieję, a potem
wyłysieję, a tego naprawdę nie chcę, bo, jak już chyba
zdążyłam wspomnieć, jednak lubię moje włosy. Są irytujące, ale je lubię. To
taka trochę metafora Nicolasa.
- Mógłbyś od razu tłumaczyć te swoje wywody, wszystkim byłoby lżej.
- Ohoh, Nicolas – zachichotał Sebastian (serio! Zachichotał tak... no takim
chichotem, ale takim chichotem że dziewczęcym chichotem). – Oj, ty sprośna
bestio.
- Seba... – zaczął Nick ostrzegawczym tonem, ale od razu na jego plecy
spadła otwarta dłoń jego kumpla i aż się chłopak zapowietrzył.
- Oj no przetłumaczyłbym ci, moja droga, ale, ohohoh, nie chcesz tego
usłyszeć – ciągnął blondyn, szczerząc się jak nienormalny. Czułam się
lekko... skonsternowana.
- Właśnie, ona nie chce tego usłyszeć – potwierdził Nick, wymierzając mu
łokieć w żebra.
- Nicolasku ty mój, a w jakim stopniu ona nie chce tego usłyszeć, hmmm? –
zapytał Sebastian, oddając mu. – No powiedz.
- A zasadził ci ktoś kiedyś kopa w dupę?
- A chciałbyś być pierwszy?
- A ja chciałabym się dowiedzieć, co on do diabła powiedział – oznajmiłam,
patrząc, jak Nicolas pociąga za szelki i je puszcza wprost na plecy Seby.
Blondyn tylko wydał z siebie długie „ałaaa” i popatrzył na kumpla, jakby ten
zjadł mu gofra. – Eva, czy ty znasz włoski?
- Nie, ale ich wymiana zdań jest interesująca, więc tu sobie postoję –
odpowiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami.
- Oj, daj spokój – zaoponował Sebastian, opierając łokieć na ramieniu
swojego kumpla. – On powinien się urodzić we Włoszech, wszyscy mielibyśmy
trochę spokoju.
Nick spojrzał na niego jakby ten mu właśnie zjadł ostatnie ciasteczko, po
czym strącił z siebie jego rękę.
- Mam przyjaciela do sprzedania – zwrócił się do Evy, łapiąc Sebę i
stawiając go przed sobą. – Glanc nówka nieśmigana, po promocyjnej cenie za
paczkę „Prezydentek”. – Mówiąc to, okręcał go, prezentując go z każdej strony.
– Mogę dorzucić Felixa, jak już wróci.
- Chyba będę ich musiała trzymać pod łóżkiem – zastanowiła się Eva,
przejeżdżając Sebastiana z góry na dół wzrokiem. Zrobiłam krok i ustawiłam się
obok niej, zaplatając ręce za plecami. – Ale paczka „Prezydentek” to trochę
wygórowana cena. Nie dałabym pół nawet za ciebie, Nicolas.
- Weź ich – stwierdziłam. – Dorzucę ci Nicka w gratisie, pod warunkiem, że
pomożesz mi odebrać od niego te „Prezydentki”. – Cokolwiek to było, chciałam to
zobaczyć. A jeśli to było żarełko, to zjeść. Trzeba korzystać z życia.
- Cholera, kicia, następnym razem sama sobie będziesz kupowała czekoladę –
stwierdził Nick, na co pokazałam mu język.
- I tak nie lubiłam tych truskawkowych, co mi kupowałeś – oznajmiłam, a on
udał, że chwyta się za serce. Oczywiście, że lubiłam te
czekolady, ja lubię każdą czekoladę, ale nie musiał o tym w tamtej chwili
wiedzieć. Kiedyś mu sprostuję.
- Ale jak widać je wżerałaś – odparował, mierząc mnie wzrokiem. No cymbał.
- Wiesz, Eva, możesz go sobie wziąć w zupełnym gratisie, nawet ci te całe
„Prezydentki” dorzucę.
- Ale będą mi hałasować – powiedziała, opierając brodę na pięści. – I brudzić.
Wiesz, jak faceci brudzą?
- O, wypraszam sobie – rzucił Sebastian, kładąc ręce na biodrach. – Umiem
nawet obsługiwać miotłę, ziom! Nie dyskryminuj mnie.
- Sebuniuniu – zacmokała Eva, kręcąc głową. – Ale smycz kosztuje.
- Jesteś okropna.
- Ale mogę cię wynająć do zamiatania u Hypnosa – zaproponowała, uśmiechając
się wesoło.
- Eva odpłaci w naturze – dodał Nicolas, puszczając mi oczko.
- Chciałoby się, pierdoło – odpowiedziałam, też puszczając mu oczko. Eva
zaśmiała się i przybiła ze mną piątkę. Przynajmniej zszedł jej z twarzy ten
dziwny uśmieszek.
- Nie, Eva odpłaci w jednorożcach – sprostował Seba. – Chcę zielonego.
- O, to ja chcę...
- Ryby dzieci i te dwa cymbały głosu nie mają – stwierdziłam.
- Uchwalmy to. – Eva pokiwała głową, uśmiechając się spontanicznie.
- Wiesz, kto nie będzie miał głosu? – spytał Sebastian, unosząc brwi i
patrząc wprost na mnie. – Simon, jak dorwie ciebie i Victorię.
Momentalnie oklapłam. Ojeju, czemu każdy musiał mi o tym przypominać!
Jakbym miała niewystarczającą ilość problemów z tym Turniejem. Z
przygotowaniami do niego na czele. Dobra, żartuję, prędzej zjem upichconą krowę
ze skrzydłami niż pójdę na trening.
- Ale... będzie aż tak źle? – spytałam, krzywiąc się. I nie spodziewałam
się w sumie innej odpowiedzi, niż twierdzącej. Może, dla rozjaśnienia sytuacji,
podsumowujmy dotychczasowe działania Victorii Rowllens (i procentowego udziału
mojego, ograniczającego się do końcowego braku protestu), która a) wkopała nas
w ten Turniej, b) rozwaliła Simonowi czy jakkolwiek mu tam drużynę, tym samym
c) wsadzając dwie laski, które nigdy nie trzymały w rękach sztyletów, co nam
daje w efekcie d) trójkę w miarę rozsądnych herosów - przynajmniej miałam taką
nadzieję - na nas dwie, które prawdopodobnie wszystko zepsują.
- Nie, spoko, Simon pod tym względem jest w porządku – zaprzeczyła Eva, a
ja w myślach odetchnęłam z ulgą.
- Tak, krzyczeć będzie, kiedy już przegracie ten Turniej – dodał Seba,
uśmiechając się promiennie.
Mhm. Tak, dzięki, Seba, ja też zawsze w siebie wierzyłam.
- Oj no nie straszcie jej – zaoponował Nick, wyciągając rękę i czochrając
mi włosy. – Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby Simon krzyczał.
Nie do końca wiedziałam, co o tym sądzić, bo no w porządku, niezbyt lubię,
jak ktoś się na mnie wydziera, ale z drugiej strony... z drugiej strony jakby
na przykład by się gapił na mnie morderczym wzrokiem, ale mówił spokojnie,
czego nie lubię jeszcze bardziej?
Co robić, jak żyć...?
Tylko nie wydawało mi się to w porządku. Ba, to nie było w porządku, bo
wtranżalamy się gościowi do drużyny (znaczy Vicky się wtranżala, ale ja w sumie
też nic z tym nie robię), przez co niemal jest pewne to, że jednocześnie traci
on szanse na zwycięstwo. Średnio wierzę w cuda, a my się chyba nawet bić nie
potrafimy. I... i nagle się poczułam winna.
Popatrzyłam na Nicka i westchnęłam ciężko.
- Czy moglibyście mnie wziąć do tego Simona? Jak mnie teraz zabije, to może
chociaż nie zginę w tym głupim Turnieju.
***
- Kawy? Herbaty? Trutki
na szczury?
Eva stała przede mną z
rozanieloną miną, wpatrując się we mnie swoimi błękitnymi oczami. Już widzicie,
jak proponuje napój.
Po tym, jak zdecydowałam
się na swoje samobójstwo, Nicolas oświadczył, że skoro Thomas spieprzył, to
pewnie jak zwykle on musi ogarnąć te papiery w Wielkim Domu. Zlecił Evangelinie
zabranie mnie do domku Ateny, gdzie powinien znajdować się nasz (mój,
ale to nadal brzmiało głupio) drużynowy. Po czym zabrał dupę w troki i razem z
Sebą sobie poszli.
- Nie masz denaturatu?
Jaka szkoda – odpowiedziałam zgryźliwie, siadając naprzeciwko Sabiny na krześle
obok stołu.
Domek bogini mądrości
był w gruncie rzeczy ładny. Majestatyczny budynek zbudowany z marmuru, prosty,
z gładkimi ścianami i białymi zasłonami i, patrząc do środka, mnóstwem książek,
map, zwojów i wszystkiego, na czym można pisać. Założę się, że jakbym tam
wparowała, to odszukałabym tablice z X wieku przed nasza erą (o ile coś takiego
istnieje. Przepraszam, akurat z historii to jestem słaba, może już zdążyliście
zauważyć). Proste i klasyczne zabudowanie najwyraźniej w zupełności wystarczało
mieszkańcom.
- Możesz pójść do
Hermesa. Oni zawsze mają denaturat – oświadczyła ze spokojem Sabina, wlewając
soku do swojego kubka. Spojrzałam na nią z szeroko otworzonymi oczami.
Wyglądała niezwykle elegancko, zwłaszcza porównując ze stylem innych dziewczyn,
które zdążyłam zobaczyć w Obozie. Przede wszystkim w oczy rzucał się jej długi
blond warkocz, opadający luźno na lewą pierś. Do tego dobrze skrojony czarny
żakiet, zwykła biała bluzeczka i obcisłe ciemne rurki. Oczy z szarymi
tęczówkami podkreśliła kredką do oczu, pasującej kolorem do dżinsów. Założyła
nogę na nogę, machając stopą w balerince.
- A Nick mi nic nie
powiedział - mruknęłam do siebie, po czym dodałam normalnym tonem: -
Macie Inkę?
- Jaaaaasne! – zawołała
z wielkim entuzjazmem, Eva. – Mamy! Nick cię nauczył pić kawę? Ooooo,
najsłodsza Afrodyto, to takie słoooodkieee – zaczęła piszczała, zanim zdążyłam
czemukolwiek zaprzeczyć. Westchnęłam głęboko.
- Macie tę Inkę? –
ponowiłam pytanie, zaplatając ręce na piersi. Z drugiej strony Sab z wdziękiem
podniosła szklankę i, z wyprostowanym małym paluszkiem, przytknęła ją do ust.
- U Hypnosa zawsze mamy
Inkę. Kawa, a nie pobudza! – stwierdziła szczęśliwa Eva, klapiąc na podłodze
przede mną. – Jest Inka. Zrobić ci?
- Może jednak nie –
zmieniłam zdanie. Może, jeśli Simon w kryzysowym momencie zacząłby na mnie
krzyczeć, uda mi się zemdleć. Przynajmniej wtedy będę mogła powiedzieć, że kawy
sobie nie wypiłam. Nikt nie musi wiedzieć, że to nic-nie-robiąca-Inka.
Spojrzałam na siedzącą
po turecku dziewczynę. Delikatny sweterek, na który opadały brązowe kosmyki
falowanych, wręcz lekko kręconych włosów był w błękitnym kolorze i tylko
podkreślał lazur jej tęczówek. Popatrzyłam na nią pod innym kątem. Drogie
ciuchy, idealna skóra i ufne spojrzenie. Wyglądała na córkę jakiejś
bizneswoman, która nie do końca poznała życie. Albo inaczej- której to życie
nie zostało do końca wytłumaczone.
- Nie denerwuj się,
Esmeral – zaczęła mnie uspokajać Sabina, elegancko odkładając filiżankę na
spodek. – Mój brat to człowiek do rany przyłóż. Na pewno cię nie zabije.
Ale pewnie będzie
patrzył. A ja sobie będę siedzieć z poczuciem winy. I...
- Kogo nie zabiję? –
usłyszałam męski głos, dobiegający gdzieś z okolicy reszty domków. Dobrze, Es,
jeśli teraz nie wskoczysz pod stół, już nie będziesz miała szansy. Trzy...
- O, Simon, skarbie mój
najdroższy – zaszczebiotała Eva, wstając i podbiegając tam, gdzie ja się nawet
bałam odwrócić. Dwa... – A bo ci przyprowadziłam Es.
Szlag by to, jeden i
pół... jeden i jedna czwarta...
Szlag by to, nie zrobię
tego.
- Boże, sorry –
wybuchnęłam, gwałtownie się obracając w kierunku męskiego głosu.
Moim oczom ukazał się
wysoki, ale nie chudy, chłopak. W pierwszej chwili pomyślałam, że chłopak jest
chyba niewidomy, nie mogłam dostrzec tęczówek. Ale chwilę później
ogarnęłam, że on ma tęczówki, tyle, że szare, podobne do tych
Sabiny, tylko jaśniejsze. Miał piegi, ale nie były widoczne na pierwszy rzut
oka. Ogólnie posiadał bardzo męskie rysy twarzy i, za co od razu dostał ode
mnie plusa, dupę na brodzie. Wyglądało to naprawdę uroczo.
– Ja naprawdę nie
chciałam, Vicky to na poczekaniu wymyśliła... – zawiesiłam się, kiedy
ogarnęłam, że chłopak na mnie patrzy tak, jak wcześniej Nicolas. Dobra, u tego
jeszcze można było dostrzec zdumienie. – A tak w ogóle to Es jestem.
- Słyszałem – stwierdził
z opanowaniem, kiwając głową. – Chciałabyś się czegoś dowiedzieć w sprawie
drużyny? Przegapiłem kolację, więc się trochę spieszę. – Uśmiechnął się lekko.
Wszystko co mówił było
takie... no nienaganne. Mam na myśli, że wypowiadał dokładnie każdą zgłoskę,
nie przeciągał, kładł dobry akcent, nie krzywił się przy tym, nie robił min,
jak to ja czy większość moich znajomych ma w zwyczaju. Ale miał bardzo,
jakkolwiek to nie zabrzmi, ciepły wzrok. Od razu się rozluźniłam, bo Simon był
taki spokojny. Automatycznie poczułam się tak, jakby wszystko było w porządku.
Chyba nie znałam dotąd takiego typu ludzi, nie poczułam tego na własnej skórze.
- Ja tylko... –
zawiesiłam się, bo chłopak pochylił głowę, jakby chciał mnie lepiej usłyszeć,
jednocześnie zachęcając do tego, żebym mówiła dalej. Od razu poczułam się
okropnie, bo cały czas pamiętałam o tym, że z razem z Vicky mu przekreśliłyśmy
drużynę. – Przepraszam, że to tak wyszło, nie chciałyśmy cię pozbawiać szans na
wygraną.
Zabrakło mi języka w gębie.
Nie znałam gościa ale, jeju, czułam tak ogromne poczucie winy z jego powodu,
ale jednocześnie nie wiedziałam, jak go przeprosić. A on mi wcale tego
nie ułatwiał.
- W porządku –
odpowiedział, uśmiechając się.
- Jeśli będzie ci trzeba
pomóc czy coś, to zawsze mogę...
- Oczywiście. Dziękuję.
– Skinął głową. W sumie to wcale nie miałam planów deklarować mu pomocy, ale...
ale tak wyszło. Boże, naprawdę się z tym źle czułam.
I Boże, co za dziwny
człowiek.
Skonsternowana Es podczas przekomarzań Nicka i Seby na temat
włoskiego.
Casino Nightclub - Las Vegas, NV | MapYRO
OdpowiedzUsuńCasino Nightclub 하남 출장마사지 in Las Vegas, NV. 1595 Las Vegas Blvd 안동 출장마사지 S Las Vegas, 서귀포 출장안마 NV 89109. Directions. Map. Address: 1595 Las Vegas 과천 출장샵 Blvd 공주 출장샵 S Las Vegas, NV 89109