Kochani!
Jak już wiecie, wkrótce Sbp zostanie na swój sposób zamknięte. Dziewczyny z tego powodu stworzyły własnego bloga, ja natomiast uznałam, że najwygodniej obecnie będzie mi na Wattpadzie. Także jeśli ktoś dalej będzie zainteresowany moją twórczością, zapraszam:
 Nie znaczy to jednak, że już Was opuszczam ;) Teraz zajmę się pewną miniaturką (chociaż może podzielę ją na kilka części, bo znając mnie wyjdzie mi kilkanaście stron, jeszcze się zobaczy). Dlatego bardzo możliwe, że kilka moich następnych opowiadań również pojawi się nie tylko na Wattpadzie, ale także tutaj, jednak nic nie jest w stu procentach pewne. Jestem natomiast przekonana, że przyszykuję dla Was wkrótce osobny post od podziękowań, bo naprawdę tylko w takim dam radę napisać wszystko, co chcę Wam powiedzieć napisać.
 Nie będę Was jednak dłużej zadręczała (no dobrze, zrobię to znowu pod koniec postu, ale ciii!), tak więc... Oto ostatnia część ,,Mów mi Nelly''! :)
Całuski Carmel
PS. Zawsze się spóźniała, a tu proszę - opowiadanie pojawiło się przed majem ;)
30.12.2012
Droga Gracie,
Piszę ten list z polecenia psychologa
Bardzo tęsknię
Ciągle myślę o Tobie i Nelly
Kochana Gracie.
Nie
 umiem pisać pięknych, długich listów miłosnych pełnych ciekawych 
anegdotek i ważnych informacji. Moje porównania ograniczają się do 
,,Masz zęby białe niczym koszulki graczy Real Madryt'', a epitety 
zazwyczaj wskazują jedynie na wiek. Młoda kobieta. Stara koza. 
Zresztą pamiętasz moje pierwsze (i ostatnie!) pisemne wyznanie miłosne? 
Wyśmiałaś mnie, czytając je na tle całej klasy, a ja siedziałem 
zażenowany w ławce, podczas gdy moi koledzy nie mogli przestać się 
śmiać. Teraz, jak nad tym myślę, owa wiadomość naprawdę miała w sobie 
coś zabawnego. Ponieważ Ty wcale nie przypominasz ,,greckiej bogini 
zesłanej przez samego Zeusa na ziemię''. 
Przypominasz
 mi babeczkę, taką bananową, pokrytą lukrem. Z wierzchu słodka i 
przyciągająca uwagę, w smaku przepyszna, ale wewnątrz - breja. U Ciebie 
była to breja wykonana ze strachu, smutku i traumy, której wcześniej nie
 umiałem zrozumieć. Obecnie jednak już wiem, czemu zawsze mówiłaś, że 
czujesz się, jakbyś szła po omacku w ciemnościach. Jakbyś co chwila się o
 coś potykała, ale nie widziała o co.
Mówiłaś,
 że czujesz, jakby świat miał się zaraz skończyć, a Ty masz to gdzieś. 
Jakbyś żyła w innym wymiarze, a od realnego życia oddzielała cię gruba 
tafla szkła, przez którą nie da się przebić. Ja też to teraz odczuwam, 
to wszystko, a może i więcej, dzięki mojej nowej przyjaciółce. Podeszła 
do mnie, kiedy byłem jeszcze w szpitalu i przedstawiła się:
,,Cześć, na imię mi Depresja. Od dzisiaj zamieszkam z tobą, żebyś nie czuł się samotny po stracie żony i córki.''
Tak
 przynajmniej powtarzam mojemu terapeucie, za każdym razem, kiedy pyta 
się mnie, od kiedy czuję wewnątrz pustkę. Pewnie teraz, słysząc to, 
dałabyś mi kuksańca w żebra i kazała być poważnym, ale i tak mógłbym 
dostrzec uśmiech rozlewający się po Twojej ślicznej twarzy. To mi 
przypomina kolejną sytuację, kiedy to niemal mnie pobiłaś, bo wkradłem 
się do szatni komentatorów na twoim meczu koszykówki i przez mikrofon 
zapytałem, czy zostaniesz moją żonę. Wrzasnęłaś wtedy ,,Nie! Pieprz się, Johnny!''.
Pięć lat później padło to samo pytanie i tym razem powiedziałaś: ,,Tak! Oczywiście, że tak, Johnny!''. Dziękowałem wtedy wszystkim bożkom za to, że jednak kobieta zmienną jest.
Wiesz,
 to zabawne. Od kiedy stałaś się moim osobistym Aniołem Stróżem, a nie 
osobą, która robi mi kanapki z serem do pracy, byłem zrozpaczony. 
Płakałem, krzyczałem, użalałem się nad sobą. Wreszcie jednak wziąłem 
sprawy w swoje ręce i staram się, abyśmy znowu mogli się spotkać. Może 
to właśnie dlatego, że zaraz cię zobaczę, a może przez tabletki, które 
chwile temu połknąłem naraz, ale jestem absolutnie spokojny, nawet nieco
 zaspany. Przeszkadza mi jedynie ból brzucha i tępe pulsowanie w głowie,
 ale wiem, że zaraz to minie.
Wszystko jest warte tego, żeby Cię ponownie spotkać, Gracie.
* * *
30.12.2012
- Czy on żyje?! Niech panowie powiedzą, że on żyje!
- Czy jest pani kimś z rodziny?
- Nie, j-jestem jego sąsiadką, ale ja-aa go znalaz...
- Proszę nie płakać. Pani sąsiad na szczęście został znaleziony w odpowiednim czasie, próba samobójcza nie powiodła się.
- Dzięki Bogu. Myślałam, że on... rozumie pan...
- Rozumiem, spokojnie. Chciałbym zadać pani jednak kilka pytań. Czy wie pani, czym mogła być spowodowana owa próba samobójcza?
-
 Tak... tak, oczywiście. Wszyscy to wiedzą. Biedny Johnny ma straszną 
depresję, dwa miesiące temu stracił żonę... Wszystko wina tego 
bachora...
- Stracił żonę z winy dziecka? Komplikacje przy porodzie?
-
 Och, ależ nie! Dobrze, gdyby wtedy wystąpiły te całe komplikacje. 
Johnny i Grace, jego zmarła żona, mieli... Nie uwierzy mi pan, a i ja 
wcześniej byłam ateistką, ale po tym wszystkim jestem pewna, że te 
dziecko było opętane. Niech się pan tak pobłażliwie nie uśmiecha, naprawdę...!
-
 Proszę nie podnosić głosu, mniej więcej wierzę pani, że dziecku pana 
Blaikersa musiało coś dolegać, skoro spowodowało śmierć swojej mamy. 
Skłaniałbym się jednak w stronę przypadku bądź choroby psychicznej, 
aniżeli...
- To nie była choroba psychiczna, proszę pana. Ta dziewczynka naprawdę była opętana! Ktoś zesłał na nią demona i...!
-
 Przepraszam, że pani przerwę, ale wolałbym sprawdzić całą sprawę w 
papierach policyjnych. Byłaby ona bowiem zapewne notowana, prawda?
- Oczywiście! Policja brała czynny udział w tej sprawie, była bardzo głośna! Wszyscy o niej mówili i zresztą dalej mówią.
- (mruknięcie) Pewnie to niezwykle pomaga panu Blaikersowi... (odchrząknięcie) Dobrze, dziękuję. Proszę mi jedynie jeszcze podać imię tego dziecka, gdyż nazwisko pewnie miało po ojcu.
- Miało... Niestety...
- Czyli jak się nazywa to...?
- Ta. To była dziewczynka. Mówili na nią Nelly.
* * *
02.12.2012
Kochana Gracie.
Chcę wreszcie znów Cię zobaczyć.
Kochana Gracie.
Żyję.
Niestety.
* * *
16.01.2013
Pogrzeb
 Grace i Nelly Blaikers był tym smutniejszy, że jedna z trumien musiała 
być zamknięta - nie z powodu tak okropnie oszpeconego ciała zmarłej, 
lecz z powodu braku zwłok. Nikt nie wiedział bowiem, gdzie znajduję się 
ciało Nelly.
Johnny'ego czuł z tego powodu niezwykłe wyrzuty sumienia. Owszem, teraz nie chciałby oglądać ciała... córki...
 lecz uważał, że każda istota, nawet najdziwniejsza i najbardziej 
opętana, zasługuje na pogrzeb. (No i może gdyby ksiądz pokropił jej 
zwłoki święconą wodą, nagle To-Coś-Podające-Się-Za-Nelly odżyłoby i 
zaczęłoby krzyczeć, a wtedy Johnny mógłby bezkarnie wykrzyczeć temu 
Upiorowi, co o nim myśli.)
To
 było straszne, ale nagle Johnny zrozumiał pewien oczywisty fakt. 
Zrozumiał, że nigdy tak naprawdę nie miał córki. Te wszystkie dziwne 
sytuacje - spadające lustra, samogrająca pozytywka, przymarznięte okna 
już dawno powinny mu to uświadomić. I owszem, Johnny wiedział, że z 
Nelly dzieje się, a może od zawsze działo się, coś niedobrego. Uważał 
jednak z początku, że to tylko dziecinne dyrdymały; potem, że może to po
 prostu jakaś odmiana autyzmu. Rozważał nawet u swojej małej córeczki 
schizofrenię przejętą od babci Grace, ale teraz Johnny był już pewny, że
 to było coś więcej.
Szkoda,
 że domyślił się prawdy dopiero wtedy, gdy śledczy powiedzieli mu, że 
jego żona zmarła na wskutek upadku z wysokości, gdyż została przez kogoś
 wypchnięta z okna. Przez kogoś o rękach tak małych, jakimi tylko może 
poszczycić się dziecko lub wyjątkowo niska kobieta. A przecież w tamtym 
domu oprócz niego i Grace mogła znajdować się tylko jedna osoba...
Teraz
 więc, z powodu swojej własnej życiowej krótkowzroczności, stał w tłumie
 współczujących mu ludzi z pociętymi nadgarstkami i patrzył na swoją 
trupiobladą żonę. Nie dałby rady patrzeć na zamkniętą trumnę.
Po
 całej ceremonii Johnny z łzami na nieogolonych policzkach odwrócił się 
na pięcie i ruszył przed siebie. Kobiety ubrane w czarne garsonki i 
mężczyźni w idealnie związanych krawatach rozstępowali się przed nim, 
jednocześnie czujnie go obserwując. Niczym stado sępów czekających na 
zdobycz (lub kolejną owocną plotkę). Johnny jednak nie zauważył tego, 
gdyż nie miał ochoty na nikogo patrzeć. Gdyby bowiem zaczął się im 
przyglądać nie wytrzymałby i nawrzeszczałby na nich wszystkich. NIE 
LITUJCIE SIĘ NADE MNĄ MAM WAS DOŚĆ DAJCIE MI SPOKÓJ CHCĘ BYĆ SAM NIE 
LITUJCIE SIĘ NADE MNĄ MAM WAS DOŚĆ DAJCIE MI SPOKÓJ CHCĘ BYĆ SAM...
Nagle
 wpadł na kogoś. W pierwszej chwili ledwo to zarejestrował, ale po kilku
 sekundach, ujrzawszy czyjeś bystre niebieskie oczy i niegdyś ładne 
piegi zniekształcone przez siatkę zmarszczek, zamrugał kilkukrotnie i 
cicho, bez wyrazu przeprosił.
Kobieta
 o dziwnie znajomym kolorze tęczówek uśmiechnęła się łagodnie w 
odpowiedzi. Ten wszechwiedzący uśmiech i jej kapelusz z rondem 
sprawiały, że wydawała się bardziej wiekowa niż zapewne była.
- Nic się nie stało, mój drogi. Moje kondolencje.
Johnny pokiwał nieprzytomnie głowa. Znał tą kobietę, tylko skąd...
-
 Dziękuję. Przepraszam, ale pani godność? Po tym wszystkim dzisiaj, cóż -
 roześmiał się zbyt ochryple, aby brzmiało to naturalnie - nie 
rozpoznałbym własnej żony.
Kobieta dalej łagodnie się uśmiechała. Johnny zaczął czuć się dziwnie.
- Mów mi Nelly - oznajmiła dystyngowanie, a następnie odeszła, zostawiając za sobą roztrzęsionego Johnny'ego.
Mężczyzna
 już wiedział, skąd znał te oczy. Wiedział również, co będzie musiał 
zrobić, gdy wróci do domu, nadal rozmyślając o niebieskich tęczówkach, 
które tak bardzo przypominały barwą oczy jego zmarłej żony.
Dobrze, że już wcześniej przygotował krzesło i sznur.
koniec
~~~***~~~
 Teraz przyszedł czas na dosyć szybkie podziękowania. Skarby, jestem mega wdzięczna za wszystkie komentarze i pytania odnośnie Nelly, bo gdyby nie Wy, w życiu nie skończyłabym tego opowiadania, naprawdę. Niby nie było przy nim aż tak dużo pracy, bo same dialogi, ale stworzenie (mam nadzieję!) logicznej fabuły i (znowu mam nadzieję!) ciekawych zwrotów akcji nie jest jednak aż takie proste. Dlatego dziękuję Wam z całego serca i serio, gdybym mogła wyściskałabym Was wszystkich. 
Kocham, tyle mogę powiedzieć.

 
Nooooo
OdpowiedzUsuńJohnny'ego mogłaś oszczędzić...
Resztę nie, ale on naprawdę nic nie zawinił. Dobra, może gdyby zaczął reagować na córkę...
Dobra, może gdyby nie wyszedł za Grace...
Dobra, może gdyby...
a w sumie racja. Zawinił. Jak każdy w tym opowiadaniu jest niewinny i winny jednocześnie.
No, może oprócz tej Nelly nr. 1.
Chociaż ona pewno też miała tzw. ,,powód''.
~Wikkusia
PS. WIESZ, CO JEST STRASZNIEJSZE OD TEGO OPOWIADANIA? BA, DUŻO STRASZNIEJSZE?
-
-
-
WYWIADÓWKA! ;-;--; módlcie się o mnie. Demony też mogą się o mnie modlić.
PROSZĘ!
Póki jeszcze tu jesteście (mamy taką nadzieję) nominowałyśmy cię do LBA! Szczegóły tutaj: czas-herosow.blogspot.com
OdpowiedzUsuń~Reyna i Annabeth
Sorki, nie "cię" tylko "was"
Usuń~Reyna i Annabeth