Ostatnia część tego.. czegoś. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym opkiem. Ono nigdy nie miało być smutne, z dramatycznym i pełnym współczucia zakończeniem. Ja chciałam tylko wyróżnić inność i własne 'ja', pokazać, że się opłaca.
Chciałam podziękować, że tyle osób to przeczytało, jeszcze więcej skomentowało i w sumie... w sumie cieszę się, że napisaliście coś szczerego, coś od siebie.
I tak- ja, Ann, żegnam się z Wami aż do... do końca kwietnia. Egzaminy. A ja, nieuk i leser muszę choć trochę się pouczyć. Więc kochani- będę tęsknić c':
Z ogłoszeń parafialnych... Na Blogu FT są nowe postaci, a ja zmieniłam gifa do karty Victorii. Tamten mi nie pasował ;') FT już 10.04 i to będzie przerwa na jakiś czas od tego opka... oczywiście będą pojawiały się inne c;
Z dedykacją dla mojej Amandy,
Wasza Ann ;D
Wendy
wchodzi do klasy, w której jest cisza. Może dlatego, że to pierwsza lekcja,
wszyscy jeszcze nie wybudzili się ze snu. A może dlatego, że na ławkach siedzą
już Amanda z Janet, a na jej widok zamierają w połowie zdania.
-
Witaj kochana klas…- zaczyna Wendy, ale sama sobie przerywa, machnięciem ręki.
Nikt
jej nie odpowiada, a ona siada w ostatniej ławce, gdzie się przesiadła, z
powodu alergii na rozmowy tak rozbieżne tematycznie, jakie prowadzą jej dwie,
ulubione przyjaciółeczki:
faceci, ubrania, kaloryfery facetów, inni ludzie i ich wygląd lub zachowania,
ewentualnie modne filmy oraz aktorzy (faceci oczywiście).
Wendy
siada bokiem na krześle, rzuca torbę- czarną, skórzaną, na ławkę i opiera się
plecami o parapet. Wie, że jej koledzy z klasy patrzą się na nią z
zainteresowaniem, choć próbują być dyskretni. Wendy to widzi i czuje na sobie
ich wzrok, ale udaje, że tak nie jest. Wyciąga z kieszeni telefon, nogi
prostuje na krześle obok. Zapominając o wszystkich, zaczyna czytać zgraną na
komórkę książkę, która pochłania ją całkowicie.
To
dziwne, ale odkąd jawnie obraziła Janet i przy okazji nie celowo, ale jednak-
Amandę, stała się na swoim
roczniku osobą, do której prawie nikt nie podchodził.
Meryl
wyjechała na tydzień gdzieś daleko do rodziny, bo zbliżała się Wielkanoc.
Amanda, która przez to, że
miała w sobie coś z lidera, sprawiła, że większość osób „znielubiło” Wendy.
Janet, którą ludzie kojarzyli tylko z jej „gustownych” bluzeczek i miana
„przyjaciółki Amandy”, nie zrobiła Wendy towarzysko nic złego. Po prostu
skończyło się na tym, że kilka osób, które dla dziewczyny i tak nic nie
znaczyły, rozmawiały z nią jeszcze rzadziej niż do tej pory.
Inne
koleżanki Wendy nadal ją lubiły po tym wydarzeniu, w tym Jurita, ale przez to,
że Wendy przestała żartować i śmiać się tak często jak kiedyś, ich kontakt
zanikł. Poza krótkimi rozmowami na przerwach i miłymi uśmiechami, ich znajomość
jest żadna.
-
Cześć Wendy, co teraz masz?
-
Nie wiem. Matmę.
-
Yhym… To fajnie, a mieliście już repetytorium ze statystyki?
-
Może, nie wiem. Zazwyczaj przysypiam na matmie.
-
Ja też.
-
To super.
-
Zapomniałam zeszytu z szafki. Lecę!
Ona
po prostu nie ma nawet ochoty, siły, na to, żeby starać się utrzymywać przy
sobie przyjaciół. Nie cieszą ją żadne relacje, w każdej widzi szydercze
uśmiechy oraz „małe przyjacielskie zdrady i rozstania”. Sparzyła się i dmucha
na zimne. Robi to jednak zbyt mocno, gasząc każdą przyjazną jej osobę, która
odchodzi, jak dym ze zgaszonej świeczki, a po niej zostaje tylko zapach,
przesiąkający pamięć, tak jak ubranie.
Wendy
to nie przeszkadza, choć czasem potrafi hamować płacz na ulicy, kiedy ma dosyć
bycia odludkiem. Straciła przyjaciółkę tylko dlatego, że nie chciała oglądać
facetów, gadać o facetach, plotkować i interesować się modnymi filmikami i
artykułami w internecie. Że nie mogła codziennie chodzić na zakupy albo wolała
McDonalda od kawiarni z modną kawą. To jest głupie według niej, więc tego wcale
nie żałowała. Najbardziej ciekawiło ją… zastanawiało ją, jak to jest, że ludzie
potrafią wykreślić kogoś, tylko dlatego, że nie podąża za tłumem. I jak
potrafią taką osobę zmienić.
Kiedy
na dwudziestominutowej pauzie mija ją grupa znajomych, przechodzą obok jak powietrze.
Potem następni, następni i następni. Wendy wie, że znaczna większość tych osób,
gdyby tylko podeszła i zaczęła rozmowę, na nowo ją polubiło. Wie o tym, ale nie
zamierza niczego w kierunku odzyskania znajomości robić.
Skoro
jej przyjaciele odrzucili ją przez bycie inną, przez niechęć do szkolnych
liderek, przez zdolność do wsparcia przyjaciółki, przez własne zdanie- to ona
nie chce również takich przyjaciół.
Gdy jesteś inny
Twarze wyłaniają się z deszczu
Maj
był już pogodniejszy. Tak samo jak Wendy.
Jej
inność dała jej wiele. Po pierwsze, wykruszyła znajomych na niby. Została przy
niej Meryl, Thomas, Julietta,
Angelina, Markus i Nadia. Inni trzymali się z daleka (ale tylko przez aurę
respektu, której ona sama nie dostrzegała, ale która wytworzyła się wokół niej
już dawno). Poza tym, przestała się przejmować opinią i zdaniem innych, stała
się pewna siebie w każdej kwestii. I była nawet z siebie zadowolona.
-
Wendy!
Wołanie
wybudza ją z zamyślenia, w jakie popadła obserwując sylwetki przechodzące przez
główny szkolny korytarz na drugim piętrze.
-
Mordo, chodź tutaj!
Meryl
stoi w połowie schodów, spychana przez uczniów. Tłum spycha ją coraz wyżej i
wyżej, ale jeszcze widać jej machającą dłoń, blond loki i słychać krzyk:
-
Wendy, no rusz się!
Brunetka
podnosi się i niechętnie dołącza do ciemnej masy uczniów, którzy jak w transie
wspinają się po schodach, na trzecie, ostatnie już piętro szkoły (ogromna wada
wielkich szkół!). Kiedy tam dociera, na początku nie może jej wypatrzeć, ale
kiedy dostrzega, podchodzi do Meryl i uśmiecha się szeroko.
-
Hej, co jest?- pyta, na co Meryl wesoło wyrzuca ręce w powietrze.
-
Idziemy dziś do kina? Proooszę, a potem możemy się przejść po centrum, wstąpimy
do McDonalda, może jakiejś piekarni, kawiarni… poza tym, chciałam kupić sobie
kostium na wakacje, a sama nie umiem wybrać. To głupie, nie lubisz sklepów!
Wendy
uśmiecha się, poprawiając czarny plecak na ramieniu. Spojrzenie Meryl wierci
jej dziurę w brzuchu, żądając jak najszybszej (i najlepiej twierdzącej!)
odpowiedzi.
-
Jasne. No, nie lubię sklepów, ale czasem mogę się rozejrzeć- odpowiada,
szczerząc się szeroko.- Ale nie idźmy do McDonalda.
-
Chcesz iść do kawiarni? Luzik, dla mnie bomba, ale…
-
Nie, kawiarnie na ogół są drogie i poza tym nie lubię kawy- odpowiada, krzywiąc
się znacząco, co Meryl kwituje wybuchem śmiechu i entuzjastycznym ściśnięciem
jej za łokieć.
-
No właśnie się zdziwiłam, przecież ty nienawidzisz kawy, ani czekolady na
gorąco! I co bym ja z tobą miała w kawiarni robić? Chyba musiałabym ci zatkać
nos sztucznymi kwiatkami z wazoników, żebyś nie czuła kawy. A karmić,
karmiłabym cię cukrem!
-
Dokładnie.- Wendy uśmiecha się sama do siebie. Nigdy nie sądziła, że tak
znienawidzona kawa pozwoli jej w jakimkolwiek stopniu docenić innych.- Może po
prostu wstąpimy do cukierni na lody albo jakieś szybkie zakupy w spożywczym i
posiedzimy w parku, co? Możemy wejść na dach tego bloku na skrzyżowaniu Piątej
Alei.
- O
mamo, tak, kocham parki! Dachy jeszcze bardziej! A, Wen! Zapomniałabym.
-
Hmmm? O co chodzi?- pyta, a jej usta rozciąga szeroki uśmiech. Jest piękna,
kiedy się uśmiecha.
-
Mój przyjaciel z Los Angeles dziś jest w mieście. Możemy go zabrać? Proszę,
poznasz go i …
-
Jeżeli jest przystojny, możemy go wziąć. Tylko wtedy obie kupujemy sobie
kostiumy!- rzuca, rozbawiona proszącym wzrokiem Meryl, Wendy.
- Jasne!-
śmieje się Meryl szturchając łokciem przyjaciółkę. Właśnie przerwał im głośny
wrzask dzwonka. – Uciekam, bo mam biologię. Facet mnie udusi, jak się spóźnię
setny raz z rzędu!
Meryl
znika na schodach, a Wendy powoli, nie spiesząc się idzie do swojej klasy. Nie
snuje się jak zjawa przez korytarz, o nie; jej kroki są pewne siebie, ona sama
unosi wysoko głowę, patrząc przed siebie.
Rozmyśla,
czy bardziej sobą była, kiedy przyszła do tego gimnazjum- roześmiana, radosna i
zawsze uśmiechnięta; w trakcie- kiedy płakała co wieczór, desperacko
zatrzymywała przy sobie już obcą osobę; na końcu,- kiedy była markotna, samotna
i prawie nic ją nie cieszyło; teraz- kiedy czuje się jakby grała czyjąś rolę,
ale ta rola zdaje się być dla niej przeznaczona i pewnie niedługo stanie się jej życiem, które pokocha.
Gdy jesteś inny
Nikt nie pamięta twojego imienia
Dwie
postaci idą chodnikiem. Obcasy butów wybijają równomierną melodię, elegancką,
ale też energiczną. Tup. tup. tup. Podeszwy uderzają o posadzkę, a właścicielki obuwia wesoło plotkują i rozmawiają
na najróżniejsze tematy. Amanda odrzuca głowę do tyłu, nie z powodu wesołości,
a jedynie żeby odgarnąć włosy z oczu. Grzywka jest coraz dłuższa, a nawet
lakier nie chce trzymać jej na boku głowy.
I
wtedy przystaje, bo dostrzega znajomą postać po drugiej stronie Piątej Alei.
Janet też przystaje, ale zaraz ich marsz jest kontynuowany. Jednak spojrzenia obu dziewczyn nie
ześlizgują się z tamtej osoby.
-
Czy to nie Wendy?
-
Tak. I Meryl.
- A
ten chłopak to kto?
-
Nie mam pojęcia. Pewnie kuzyn, bo za ładny na jej znajomego- dodaje,
uśmiechając się szeroko, na co obie wybuchają śmiechem. Tak naprawdę ani jedną, ani drugą to już nie
bawi.
-
Głupia, nie mogą być spokrewnieni- karci ją Amanda, puszczając oczko i
wykrzywiając usta w uśmiechu.- Geny te same, a jak zauważyłaś, on jest ładny.
Dziewczyny
idą powoli przez Aleję, obie wpatrzone w obraz po drugiej stronie ulicy, na
skraju parku. Meryl właśnie wskakuje na jedną z ławek, przykłada ręce do ust i
coś krzyczy. Amanda nie słyszy co, ale sądząc po reakcji Wendy i nieznajomego,
musiało to być coś śmiesznego, bo oboje zanoszą się śmiechem. Ten nieznajomy...
Amanda jest pewna, że kiedyś go widziała. Marszczy brwi, ale nie może sobie
przypomnieć skąd.
-
Ha ha ha- komentuje ze sceptycznym uśmiechem.- Jacy oni są zabawni.
-
Szaleni!...- podchwytuje Janet kręcąc głową.
-
O, zobacz!- Amanda wskazuje palcem, na trójkę nastolatków.- Kupili sobie te
kwiatowe wianki.
-
To takie oryginalne. Teraz wszyscy takie mają.
Przyjaciółki
idą przez chwilę równoległą ulicą, obserwując Wendy, Meryl i ich kolegę. Amanda
w końcu go rozpoznaje, to przecież ten znajomy Wendy z obozu. Ten co mieszkał w
Los Angeles, czy gdzieś... Nie ważne, kogo to obchodzi? Amanda ma to gdzieś,
więc nie zawraca sobie tym głowy. Wcale a wcale...
Co
chwila coś komentują, śmieją się i przedrzeźniają. Obie nie odrywają wzroku od
nich i obie umieją coś powiedzieć na każdy temat.
-
O, mogę się założyć, że jutro na naszym ukochanym blogu, w super opowiadaniu
będzie coś z wiankami!
-
Haha, racja!- podchwyca Amanda, klaszcząc w dłonie.- I pojawi się przystojny
chłopak, który będzie ogólnie mega zabawny i totalnie super!- przedrzeźnia, nie
zdając sobie sprawy, że Wendy nigdy nie używa takich słów. Ale cóż, spróbuj
wytłumaczyć to takim osobom.
-
Czekaj, aż nasza artystka zacznie go rysować- dorzuca Janet z jadowitym
uśmiechem.- Bo ona ma przecież wieeelki talent, tyle osób polubiło jej stronę
na facebook’u, to już sława!
Obie
wybuchają śmiechem. Skręcają na następnej przecznicy, zostawiając Wendy i jej
temat w spokoju. Przyjaciółki jednak, mimo że nie rozmawiają o brunetce i jej
znajomych, nadal o niej myślą. Nie w pozytywnym znaczeniu, oczywiście, ale
jednak. W głowie mają obraz jej uśmiechu, krzyczącej coś Meryl, śmiejących się i wesoło żartujących. Zarówno Janet
jak i Amanda przypominają sobie szaleńczy śmiech Wendy sprzed chwili. I obie prychają
zniesmaczone i z założenia nastawione do brunetki sceptycznie.
Oddalają
się od parku, coraz dalej i dalej, pogrążając się w rozmowie o wakacjach i
wyjazdach do ekskluzywnych hoteli, przystojnych Włochach, albo modnej
opaleniźnie.
Żadna
nie wie, że te tematy już dawno się znudziły, a rozmawiają o nich tylko
dlatego, że na inne nie umieją. Żadna nawet się nie domyśla, że o wiele
bardziej byłaby szczęśliwa, gdyby włożyła na głowę wianek, wskoczyła na ławkę w
parku i odtańczyła taniec zwycięstwa, albo taniec deszczu… który jak na złość
właśnie zaczął padać, niszcząc Janet i Amandzie fryzury i dobry humor.
Obie
przyspieszają kroku, chcą jak najszybciej uchronić się przed maleńkimi
kropelkami deszczu, które miarowo spływają z nieba. Biegną, a kawa chlupocze w
kubkach na każdym ich kroku, aż w końcu Amanda się potyka i jej nowa bluzka
zostaje zaatakowana przez ogromną brązową plamę, o smaku wanilii i cynamonu.
Dziewczyna przeklina i zrozpaczona próbuje ratować swoją ukochaną bluzkę przed
tą okropną kawą. A Janet zakrywając się od torebką kapuśniaczka truchta obok, poganiając brunetkę.
Ludzie
to są jednak dziwni.
Gdy jesteś inny
Gdy jesteś inny
Gdy jesteś inny
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń...świetne.
UsuńNie, nie świetne. Takie życie...Taki świat nie jest świetny. Jest do bani.
Więc po prostu powiem...Szczere. Prawdziwe. Dokładnie takie, jakie jest.
TO...Takiego czegoś nie da się opisać. Serio. No chyba że w pamiętniku. Znaczy się...Ach. No widzisz. Ja...Bym sobie nie poradziła. Znaczy się..Aj.
Może powiem tak: To opowiadanie jest...prawdziwe. Dokładnie tak, jak jest w prawdziwym, realnym życiu. Dokładnie tak to opisałaś. Nie żartuje. To takie...
Realne.
Realne.
Tak. Do jasnej cholery pieprzonej kurwa (jebać ten świat) to jest szczere. Prawdziwe.
Wiem ze się powtarzam. Ale chcę Ci powiedzieć, Ann (czy Wiktorio, jak wolisz) że Twoje opowiadanie jest...Oceniam je...Aj!
10/10.
I tylko tyle mam na ten temat do powiedzenia.
Realne. Prawdziwe. 10/10.
~Wikkusia
(Kurczę, nie wiem co napisać...)
OdpowiedzUsuńTo było... szczere, prawdziwe. Życiowe.
Cieszę się, że Wendy dała sobie radę i ma prawdziwych przyjaciół, bo zasługuje na to. Jej postać była świetna- zarówno na początku (kiedy była taka radosna), potem (kiedy była przygnębiona) jak i na końcu i naprawdę ją polubiłam.
W ostatnim fragmencie odniosłam wrażenie, że Amanda i Janet przyjaźnią się bardziej z przyzwyczajenia niż z sympatii. W ogóle Amanda mnie zdenerwowała- była taką przyjaciółką Wendy, a teraz co? Nie lubię takich ludzi...
Ogółem całe opowiadanie było świetne i bardzo mi się podobało :)
Powodzenia na egzaminach :)
Co ja mogę dodać... Hm... Urzekła mnie prostota tego. Nie mylić z prostym- te temat nie był prosty, a napisanie czegoś takiego też do takowych raczej nie należało. To było na prawdę piękne, każde zdanie malowało nowy świat, nowe uczucia i odczucia wobec postaci. Tu byłam smutna, że Wen jest sama; tu zadowolona, że jest ktoś taki jak Meryl; a tu wręcz się stresowałam, że rozmawiamy *ja i Wendy* z tą s*ką Janet, choć potem na prawdę czułam się spełniona- kiedy skończyłam czytać (2/3) byłam wręcz zmęczona tą rozmową, ale też potwornie zadowolona z siebie i Wendy. Nie wiem jak to zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńW sumie, to ode mnie tyle- resztę mogłabym tylko powtórzyć, a to dzielenie emocji z postaciami wywołało u mnie najwięcej zachwytu.
Więcej takich prac, więcej takich tematóW, więcej takich naturalnych bohaterów. KOCHAM!
;)
Całość przeczytałam już dawno. Jakoś wpadłam na to opowiadanie i od tamtej pory mam jego tytuł i jak je znaleźć wyryte w pamięci na stałe. Nawet nie żebym mogła się z kimkolwiek tu utożsamiać, czy uznać że mam podobną jak nie taka sama sytuację. Wracam do tego wielokrotnie, bo jestem zachwycona nim. Na prawdę kochana. Masz talent. Kurde ja mam 19 lat i w życiu bym czegoś takiego nie wyprodukowała nawet jakby podano mi temat, punkty, pomysl, fabułę, plan wydarzen- nic! A ty... ile masz lat? 15-6? Jestem pod ogromnym wrażeniem tego opowiadania i Twojego poziomu.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za błędy i przecinki - nie mam siły ani chęci walczyć z tym telefonem.
- W