Z dwóch powodów:
1. Nie, nie mam
kolejnej części Fielgiej Trujdzy ;___; Przepraszam! Mam totalne urwanie
głowy w szkole, nauczycieli dostali kopa i robią nam sprawdzian za sprawdzianem, czasem po kilka testów na jeden dzień. Po prostu... nie
wyrabiam ze szkołą i nie mam kiedy napisać następnej części.
2.
Zamiast tego *:')* wysyłam inne opko, napisane jeszcze w czasie ferii.
Ale w międzyczasie o nim zapomniałam, po czym sobie o nim przypomniałam,
przeczytałam jeszcze raz, załamałam się, poprawiłam.. i wyszło TO.
Szczerze
mówiąc mam pewne opory, żeby je wstawiać, ale te dwie zołzy, Ann i
carmel, mnie przekonały. Osobiście nie uważam go za szczyt moich
umiejętności, niemniej jestem z niego W MIARĘ zadowolona.
Jednoczęściówka o stereotypach, zainspirowany piosenką "Little Game"
Benny'ego. W opku również zamieszczone fragmenty tejże piosenki :-)
*tak, wiem, że nie ma tam znaków interpunkcyjnych ani czasem wielkich
liter- efekt zamierzony :-D *
Piper77
Grają nami jak pionkami
Jesteśmy bezlitośnie ograniczeni
do życia zgodnego z rolami płciowymi
i posiadania nieobecne umysłów
Nie sądzisz, to zabawne że mówią nam jak żyć
Nie sądzisz, to zabawne że my wszyscy jesteśmy młodzi i sprawiający problemy
teraz się ucisz
nie mów nic, nie mów nic
Jesteśmy bezlitośnie ograniczeni
do życia zgodnego z rolami płciowymi
i posiadania nieobecne umysłów
Nie sądzisz, to zabawne że mówią nam jak żyć
Nie sądzisz, to zabawne że my wszyscy jesteśmy młodzi i sprawiający problemy
teraz się ucisz
nie mów nic, nie mów nic
- Robby! Proszę natychmiast zejść na dół!
Chłopak siedzący przy biurku zwiesza
głowę i cicho wzdycha. Jego lekko kręcone blond włosy opadają mu na czoło i
oczy o intensywnie zielonej barwie. Gasi czarną lampę i powoli wstaje z
zimnego, nieprzyjemnego krzesła. Obrzuca swój pokój badawczym spojrzeniem i po
krótkiej chwili wychodzi z niego, kierując się w stronę schodów. Łapie chłodną
poręcz i wciąż się jej trzymając, niespiesznie stawia kroki na kolejnych
stopniach.
- Robby! Chodź tutaj, ile mam
czekać! Posiłek stygnie!
Z lekkim jękiem nastolatek zaczyna
zbiegać co drugi schodek i już po chwili wchodzi do ciemnego, sprawiającego
wrażenie surowego salonu. Już po krótkiej chwili jego oczy przyzwyczajają się
do półmroku, jaki tu panuje.
- Siadaj – rozkazuje mężczyzna w
średnim wieku, patrząc na niego zza oprawek okularów oczami prawie identycznymi
jak chłopaka. – Jedzenie.
Robby ze zwieszoną głową opada na
krzesło, prostuje się, bierze widelec do ręki i zaczyna grzebać sztućcem w
pokrojonym mięsie i ziemniakach.
- Nie módl się nad jedzeniem. –
Ostry jak brzytwa głos ojca przecina ciszę. Chłopak wolno podnosi wzrok. – Jedz
szybko.
Nastolatek mocno zaciska zęby, żeby
nie wybuchnąć. Pozwala powiekom lekko opaść, żeby choć na chwilę uciec od tego
ciemnego pomieszczenia.
- Jak twoje oceny z biologii i
chemii? – pyta mężczyzna, ściągając brwi do siebie.
- W porządku. – Robby słyszy własny
głos, który lekko drży. – Mam czwórkę i piątkę.
- I…? – Nastolatek zaciska zęby, gdy wyczuwa
surowość w tonie swojego ojca. – Myślisz, że jeśli będziesz mieć takie oceny,
dostaniesz się na studia medyczne?
Chłopak gryzie się w wewnątrz
policzka. Chce wrzeszczeć, że nie pragnie być najlepszym. Chce krzyczeć, iż
nigdy nie marzył o tym, co jego ojciec sobie wymyślił.
Zamiast tego spuszcza wzrok i
zajmuje się potrawą na jego talerzu.
- I podciągnij się z fizyki. Masz
tylko dobry.
Tym razem Robby się nie powstrzymuje
i mamrota:
- Ale pani mnie nie lu…
- Nic mnie to nie obchodzi.
Chłopak ponownie zwiesza głowę. Jego
pani go nienawidzi- może i z prac pisemnych dostaje piątki, ale legnie na
odpowiedziach ustnych. To babsko się na niego uwzięło i nie odpuszcza.
- Za niedługo studia medyczne.
Musisz mieć jak najlepsze oceny.
Znowu gryzie się w język. Jego ojca
nie obchodzi to, że chce być artystą. Jego ojciec nie zwraca uwagi na to, jaki
ma talent. Jego ojciec nigdy nie patrzy na jego potrzeby.
Będziesz lekarzem, Robercie. Nie uciekniesz od swojego powołania.
To takie zabawne, kiedy ktoś narzuca
ci, kim być.
Cicho chłopcze, oh cicho chłopcze
nie odzywaj się słowem
zarzuć na siebie bluzę
i nikomu nie stanie się krzywda
- Ho, stary, patrz, jaka laska! – Marco
trąca kolegę łokciem i wskazuje na wysoką dziewczynę, nadającą się na modelkę,
w krótkiej mini i bluzeczce odsłaniającej połowę biustu. Tak, oczywiście, jak
zawsze piękna i idealna Laure, zmierzająca tanecznym krokiem do szkoły.
Jean uśmiecha się, ale nie
odprowadza uczennicy wzrokiem- zamiast tego przypatruje się przyjacielowi. Bada
linię jego szczęki, pozorną twardość ust i lekko przekrzywiony, kiedyś złamany
nos. Wodzi wzrokiem po kosmykach jego niesfornych, jasnobrązowych włosów,
patrzy na ciemnoniebieskie tęczówki i surowość brwi.
Odwraca głowę w momencie, kiedy Marco
spuszcza z oczu dziewczynę i z powrotem patrzy na kolegę.
- Niezła, nie? – pyta, a po jego
wargach błądzi nieznaczny uśmieszek. Jean kiwa głową.
- No, całkiem całkiem – odpowiada
machinalnie, starając się swoim słowom nadać jak najbardziej entuzjastyczny
wyraz. Marco się śmieje i spuszcza wzrok na podłogę.
- Jak dorosnę, chcę mieć kochającą
żonę – mówi, a brązowe oczy jego przyjaciela lekko gasną. Jean czuje ucisk w
żołądku. – Patrz, taka Katie jest niezła, nie? Albo Bella. Aż dziwne, że one
dwie chodzą do jednej klasy – śmieje się. – A wracając… ty – klepie po plecach Jeana
– będziesz moim najlepszym kumplem! Razem będziemy chodzić na piwo, do klubów i
tak dalej!
Chłopak uśmiecha się sztucznie i
przeczesuje swoje krótkie, lekko rudawe włosy, starając się ignorować
narastający ból serca i brzucha. Rozgląda się po szkolnym placu, nieznacznie
zaciskając palce na murku.
- I każdy, kto mi przeszkodzi… - Marco
się zamyśla. – Nie wiem, ale na pewno będzie źle i komuś coś siądzie na zdrowiu!
Jean siedzi cicho. Nic nie mówi,
żeby nikt nie cierpiał.
Cicho dziewczyno, oh cicho
dziewczyno
zatrzepocz jedynie rzęsami
Graj w naszą małą grę
Graj w naszą małą grę
zatrzepocz jedynie rzęsami
Graj w naszą małą grę
Graj w naszą małą grę
Melissa przeczesuje swoje długie,
jasne włosy szczupłymi palcami z pomalowanymi na malinowo paznokciami. Wpatruje
się w lustro, w swoje szaro-niebieskie oczy, pełne różane usta i jasną,
nieskazitelną cerę. Po krótkiej chwili z doskonale wyrobionym uśmiechem odsuwa
się od zwierciadła, odwraca się i przemierza swój idealny, czysty pokój.
Wychodzi na idealny, czysty korytarz i już po chwili znajduje się w idealnym,
czystym salonie. Na miękkiej, białej sofie siedzi wyprostowana jej matka- swoje
blond włosy zaplotła w idealnego warkocza z tyłu głowy, popielate oczy patrzą
na córkę bez żadnej sympatii, ale wargi, pociągnięte krwiście czerwoną szminką,
idealnie dopasowaną do koszuli wpuszczonej w czarną spódnicę, rozciągają się w
fałszywym uśmiechu. Gdy Melissa się pochyla do rodzicielki, czuje wyraźny
zapach perfum „Dior”. Kobieta z godnością wstaje, wygładza bladoróżową koszulę
córki i zmierza ją spojrzeniem. Zatrzymuje wzrok na idealnie uczesanych
włosach, perłowych kolczykach i naszyjniku, idealnie wypiłowanych i
wymalowanych paznokciach, nieskazitelnie białej spódnicy z wysokim stanem, podkreślającą
szczupłą figurę nastolatki, aż w końcu dociera do mlecznych butów na obcasie.
Znowu się przygląda twarzy dziewczyny- zwraca uwagę na wysokie kości
policzkowe, delikatny podbródek i piękne, podkreślone różowym cieniem oczy
dziewczyny, otoczone gęstymi rzęsami.
- Pamiętasz, że to syn DiPerdsów,
Melisso?
- Tak, mamo.
- To cudowny dżentelmen.
- Tak, mamo.
- Z pewnością potraktuje cię z
należytym szacunkiem i powagą.
- Tak, mamo.
- Masz się dobrze zachowywać. Od
tego zależy przyszłość naszej firmy, Melisso. Musisz się wyśmienicie
zaprezentować.
Tym razem dziewczyna przez chwilę
milczy, trawiąc słowa wypowiedziane oschłym głosem matki.
- Tak, mamo.
- Znakomicie. – Uśmiech kobiety robi
się jeszcze szerszy. Cofa się jeden krok w tył, zwiększając dystans między nią
a jej córką. – Wyglądasz odpowiednio. Z pewnością spodobasz się swojemu
potencjalnemu narzeczonemu.
Nastolatka przełyka ślinę.
- Tak, mamo.
To nic takiego. Wystarczy
zatrzepotać rzęsami.
Ograniczono wszystkie myśli
i poprawiono rozsądek
wychowujecie samobójców
z waszymi ustalonmi tytułami
są jak zadręczone szczątki
Nie jestem pod wrażeniem
Przesadzasz
Sukienka
To wszystko czym będziesz
Zasady płci narzucają kontrolę
i wstrzymują postęp
Witaj w świecie chorych umysłów
Wysoka nastolatka wpada do szkolnej łazienki
z przerażeniem w oczach. Siada na wannie i ukrywa twarz w drżących dłoniach.
Tak długo sobie wmawiała, że ma
jakąś wartość.
Tak długo sobie wmawiała, że to
ambicje.
Tak długo sobie wmawiała, że
wreszcie się ucieszy z sukcesu.
Wcale nie. Była beznadziejna.
Od początku podstawówki była
wyrzutkiem. Szydzono z niej. Szydzono z jej rudych włosów. Szydzono z jej stylu
bycia. Myślała, że jej zazdroszczą. Próbowała się wzbić w górę, wyróżnić,
pokazać im wszystkim, że jest silna. Kłóciła się z nimi wszystkimi,
udowadniała, że jej osobie nie można przypisać słabości.
Nikt nigdy tak nie uważał.
Nawet jedna z jej przyjaciółek, Melissa,
nie potrafiła jej wytłumaczyć, że coś znaczy. Nawet fakt, że dość często jeden
z chłopaków z trzeciej klasy zawsze się jej przypatrywał. Marco, nierozłączny
ze swoim przyjacielem Jeanem. Zawsze przesiadujący na szkolnym murku przed
szkołą, nigdy nie zapominał o porcji komplementów dla niej.
Ale to nic nie zmienia.
Rozbieganymi piwnymi oczami
przypatruje się swojemu odbiciu w lustrze. Widzi jedynie cienie, bez konturów,
żadnych szczegółów. Nijaki widok.
Zupełnie jak ona.
Może pewnego dnia coś mi się uda!
Zapomniałaś, głupia? To jesteś TY, żałosne stworzenie!
Ale jest takie prawdopodobieństwo…
Pamiętasz? Jesteś beznadziejna. Wszyscy, co mówią inaczej, też tak uważają,
ale przecież nie zranią takiej istotki jak ty!
Nieprawda…
Możesz sobie to tak tłumaczyć. Nie jesteś nic warta.
Ale ostatnio…
To był fart. Nie jesteś zdolna. Zwykła szmata, jakich wiele, którą można
jedynie wytrzeć podłogę.
Ja…
Tak. Właśnie TY.
Bella łka bez płaczu i opiera głowę
o chłodne kafelki.
Jesteś niczym.
Witajcie w moim świecie.
udajemy zamkniętych
tylko by dać radę
udajemy pewnych siebie
tylko by poczuć się żywym
oni nie mogą skrzywdzić mnie nigdy więcej
Nie można mnie już złamać
Nie można mi nic odebrać
udajemy zamkniętych
tylko by dać radę
udajemy pewnych siebie
tylko by poczuć się żywym
oni nie mogą skrzywdzić mnie nigdy więcej
Nie można mnie już złamać
Nie można mi nic odebrać
- Hej, McVain! – Vanessa słyszy
przesadnie słodki, melodyjny głos. Powstrzymuje się, żeby nie uciec- zamiast
tego odwraca się z uniesioną głową i mierzy drugą dziewczynę wyzywającym
spojrzeniem zielonych oczu w kształcie migdałów.
- Czego chcesz, Amber? – pyta z
pozornym spokojem, choć w środku jej się gotuje.
Druga dziewczyna odrzuca czarne,
lśniące loki do tyłu i obdarza ją olśniewającym uśmiechem krwistoczerwonych
ust. Tuż za nią stoi wysoka, przeraźliwie chuda nastolatka z prostymi blond
włosami.
- Czytasz coś dzisiaj? – pyta Amber
niewinnym głosem, a jej towarzyszka Chanel chichota.
Vanessa prostuje się i z godnością
odpowiada:
- Owszem. Przyniosłam dzisiaj
czwartą część „Harry’ego Pottera”.
Brunetka cicho piszczy i patrzy na Chanel.
Brunetka cicho piszczy i patrzy na Chanel.
- Chryste Panie! – Załamuje ręce. –
Nie zamierzam spędzać więcej czasu z tą satanistką!
Vanessa mruży oczy na widok
rozbawionej twarzy Chanel, która z torby wyciąga wodę i pije ją małymi
łyczkami.
- To zdrada religii – rzuca ze
wściekłością Amber, odciągając koleżankę do innego szkolnego korytarza.
Zielonooka wzdycha ciężko, zanurza
rękę w torbie i wymacuje książkę. Otwiera na stronie zaznaczonej zakładką i
zaczyna czytać, osuwając się po ścianie wymalowanej na ohydny zielony kolor.
Czuje na sobie spojrzenia innych.
„Dziwadło”. „Wariatka”. „Ateistka”. Czego innego jednak mogła się spodziewać po
przyjściu do szkoły dla bogatych dzieciaków, które jedyne co mają w głowie to
pustkę? Zero ambicji. Zero inteligencji. Byleby się wdzięczyć i pokazywać, jacy
to oni są zajebiści. Co z tego, że słucha heavy metalu, czarnego rocka, co w
porównaniu do innych dziewczyn preferujących muzykę pop jest dziwne? Co z tego,
że nie wierzy w Boga- jak można wierzyć w coś, co prawdopodobnie nie istnieje?
Co z tego, że nie ubiera różowych mini i białych bolerek, nie wali pastelowych
cieni na powieki, tylko wystarczają jej glany, zwykłe T-shirty i dżinsy oraz
kurtka skórzana, a zamiast tony tapety na ryju do szczęścia potrzebna jest jej
jedynie czarna kredka do oczu?
Nawet niektórzy nauczyciele uważają
ją za satanistkę. Jedni się jej bali. Inni uwzięli na niej, tak jak ta
fizyczka. Zresztą, ona to nie jedyny przypadek. Był jeszcze ten… jak mu tam?
Robert z trzeciej „A”. Ale nawet, kiedy starała się zagadać, została
odepchnięta wyśmiana przez inne dziewczyny.
Wysłuchiwała tego już tak długo.
Codziennie znosiła szyderstwa. Ignorancję. Nieprzyjazne spojrzenia.
Nie zasługiwała na to.
Ze wściekłością wstaje, zamyka
książkę i rusza korytarzem. Napędzana gniewem powstrzymuje się przed kopnięciem
każdego, obok kogo przechodziła. Ma ochotę posłuchać muzyki, starego dobrego
metalu, ale odrzuca tę opcję- będzie słyszeć wszystko, będzie obserwować każdy
najmniejszy ruch. Będzie silna.
Nagle dociera do niej ciche łkanie.
Z lekkim zaskoczeniem obraca głowę w prawo i widzi wciśniętego w kąt chłopca,
który ukrywa w dłoniach twarz. Rejestruje też grupkę uczniów, śmiejących się w
głos i patrzących na bezbronnego kolegę.
Spojrzenia Vanessy i chłopca
spotykają się na krótką chwilę. Dziewczyna widzi w nich straszny ból i
zastraszenie.
Na chwilę jej serce się zatrzymuje.
Oddech zamiera.
Vanessa prycha z pogardą i odwraca
wzrok.
Nikt już jej nie skrzywdzi.
Ponieważ, kochanie, łatwo przybrać fałszywy uśmiech
Kiedy robisz to od jakiegoś czasu
kochanie, to łatwe przybrać fałszywy uśmiech
Kiedy robisz to już przez chwilę
Ponieważ, kochanie, łatwo przybrać fałszywy uśmiech
Kiedy robisz to od jakiegoś czasu
kochanie, to łatwe przybrać fałszywy uśmiech
Kiedy robisz to już przez chwilę
- OMG, widziałaś ostatnie fotki
Justina Biebera?! – ekscytuje się Clare, piszcząc dziewczyńsko. Już po chwili
Laure i Katie się do niej dołączają.
- On jest taki sexyyy – mówi ta
pierwsza, wznosząc niebieskie oczy do góry. Wybucha śmiechem i zasłania ręką
usta pomalowane szminką o odcieniu śliwkowym. Katie się sztucznie uśmiecha i
już po chwili dodaje:
- A Instagram? BożeBożeBożeBoże
jakie to cudneeee!
- Tak! OMG, chciałoby się zjeść! –
trajkota Clare, bawiąc się lokiem złotych włosów.
- OMG, a widziałyście ostatnią
„Violettę”?! OMG, Leon jest taki hot! – Lauren przymyka oczy, a gdy Katie ją
obserwuje, aż widzi, jak dziewczyna napawa się widokiem postaci bez koszulki.
Podobno popularność kosztuje. Dziewczyna
przeczesuje jasnobrązowe włosy, wodząc wzrokiem pięknych złotych oczu po
korytarzu. Może i kosztuje. Na przykład własną osobowość.
Wygładza czarną mini i uśmiecha się
promiennie do każdego napotkanego chłopaka. Tak, z pewnością ogromny dekolt jej
topu dużo działa, ale czy to ważne, jak zdobywa uwagę?
Nagle zauważa grupkę chłopaków,
śmiejących się w głos. Potem jej wzrok wędruje w kierunki skulonego w kącie
ucznia, ukrywającego twarz w dłoniach. Przez chwilę na niego patrzy, z twarzą
nie zdradzającą żadnych emocji, a po chwili jej spojrzenie spoczywa na wysokiej
dziewczynie z czarną grzywką opadającą na lewe oko i łańcuchem przypiętym do
czarnego paska. Serce jej na chwilę zamiera, kiedy rozpoznaje w niej JĄ. Jak
ona się nazywała? Coś na „V”… Veronica? Vanda?
Vanessa. Ktoś, kogo kiedyś uważała
za przyjaciółkę. Ale to się już skończyło. Popularność kosztuje.
Łatwo mieć fałszywy uśmiech, kiedy
nosisz go już bardzo długo.
Zagraj w naszą małą grę
Zagraj w naszą małą grę
Zagraj w naszą małą grę
Zagraj w naszą małą grę
Zagraj w naszą małą grę
Zagraj w naszą małą grę
Nie pobawisz się ze mną?
Płaczący Dean zawsze mnie rozbija ;_____;
Wybaczam.
OdpowiedzUsuńWYBACZAM.
Albo, nie. *Wyjmuje różdżkę* *Idzie do Twojej szkoły* Crucio! Petrifikus Totalus! Levicorbius! Hahaha! Drętwota!
Miniaturka...Świetna. Ona...Tak w głębi mnie złapała, tak...Pokazuje, jak bogaci mogą mieć trudno. Jak trudno jest być człowiekiem odważnym... Wow. Serio, nawet dobrze Ci poszło, człeku.
Ta historia mnie uwiodła ;_; Więcej takich miniaturek!
Uwiodło mnie jak FT która ma się niedługo pojawić, bo jak nie...TO NIE DOSTANIESZ LISTU Z HOGWARTU! HUAHAHAHAHA!
Wiem, okropna jestem jak się wściekam :*
Pozdro i CZASU DO PISANIA!
~Wikkusia
Mi też się spodobało- takie niby niemożliwe, a jednak realne. Ja osobiście nie mam znajomych z aż tak dramatycznymi sytuacjami itp, ale w mniejszym stopniu takie problemy pojawiają się na mojej drodze - na mojej, czy moich znajomych, jaka różnica :) Podobało mi się to, jak inaczej pisałaś u każdej postaci- tu się stylizowałaś na lekki i płynący styl, tu szybciej, energiczniej, tu więcej słów potocznych itp. Bardzo fajne :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podobało. Kocham jak piszesz robisz to tak ładnie i estetycznie. Czekam na więcej opowiadań w takim stylu. Pomysł super, piosenka ekstra!
OdpowiedzUsuńŚwietna praca, bardzo mi się spodobała! Szczególnie ten 'idealny wątek'. To smutne, na prawdę.
OdpowiedzUsuń- M