KOCHANI! WYSŁAŁAM ZŁĄ WERSJĘ! OTO POPRAWIONA- WŁAŚCIWA!
Trzy częściowe opowiadanie.
Nic specjalnego.
Dedykacja dla Piper (która uparcie głosowała, żeby nazwać to "Pisiont twarzy Amandy"), carmel (bo MIAU) i Moniki.m. One wiedzą za co, a Wam mogę powiedzieć tylko tyle, że powód jest zawarty w fabule tego opka.
Jutro i pojutrze doślę kolejne części; podzieliłam pracę, żebyście się nie zniechęcali długością ;p Mam nadzieję poza tym, że mi wyszła- nie pamiętam, kiedy ostatni raz pisałam w narracji 3 osobowej i do tego w czasie teraźniejszym!
Piosenka, która pojawia się w opku to People Are Strange [link] zespołu The Doors
Miłego czytania,
Wasza Ann ;)
Wasza Ann ;)
Ludzie są dziwni, gdy jesteś inny
Twarze są wstrętne, gdy jesteś sam
W
klasie siedzi mnóstwo osób. Jest lekcja, ale gruby nauczyciel chemii zdaje się
nie zauważać, że każda osoba w sali ma o wiele ciekawsze zajęcia od słuchania
jego wywodu o tlenkach i innych bzdurach. Ale nic dziwnego- przecież jest
wrzesień, uczniowie dopiero wrócili do szkoły, a w ich głowach jest więcej
miejsca na letnie opowieści, niż naukę.
-
Tyle na dzisiaj. - To chyba jedyne słowa z tego wykładu, które słyszy klasa
druga gimnazjum.- Spakujcie się i bądźcie cicho, aż do dzwonka.
Następnie
klasę wypełnia szum ławek, brzdęk upuszczanych na ławki toreb, lub po prostu
ożywione szepty. W przedostatniej ławce, przy ścianie, dwie dziewczyny
nachylają się ku sobie. Jednocześnie pakują plecaki, nie przestając rozmawiać.
-
Naprawdę?- pyta Wendy. Jej okrągłe poliki pokrywają rumieńce, jasno-niebieskie oczy, zasłonięte
szkłami okularów, rozszerzone są do granic możliwości.- O kurde, i co wtedy?
-
Uciekłam.- Jej przyjaciółka, Amanda, wzrusza ramionami i ostrożnie wsuwa
podręcznik do chemii do swojej nowej torby.- Co prawda, potem ilekroć mijałam
go na stołówce, myślałam, że zejdę.
Wendy
wybucha śmiechem tak głośnym, że kilka osób, w tym nauczyciel, patrzy się w ich
stronę. Dziewczyna jednak nie zwraca na to uwagi, tylko dusi się w rękaw swojej
niebieskiej bluzy z kolorowymi frędzlami. Natomiast Amanda szturcha ją w ramię,
z krzywym uśmiechem i dodaje:
-
Nie śmiej się, żałuj, że nie widziałaś jego brzucha!
- Nie
żałuję, pewnie sam tłuszcz.
-
Ty się nie odzywaj, sama jesteś gruba!- woła Amanda, co Wendy kwituje wydęciem
polików oraz ponownym atakiem zaraźliwego chichotu.
Dziewczyny,
najlepsze przyjaciółki od pierwszej klasy, przez całą lekcję, ba!, przez cały
dzień nie robią nic innego niż streszczanie sobie nawzajem swoich wakacji. Na
chemię przypadła kolej Amandy, która odważyła się opowiedzieć historię o pewnym
chłopaku, który ją podrywał, a miał dwadzieścia lat. Wendy to bardzo śmieszyło,
choć jej wakacyjna przygoda z kajakami i niefortunnym polowaniu na pączki w
sklepie wydawała się Wendy o wiele bardziej zabawna. Po prawdzie, Amanda setki
razy bardziej wciągnęła się w (nudną, jak dla Wandy) opowieść o przyjacielu
dziewczyny, Denisie, którego zdjęcia pokazała przyjaciółce. Amanda stwierdziła,
że to „straszne ciacho”. Natomiast Wendy, że miał śmieszne piegi i nie umiał
grać w chińczyka.
- I
jak było z Denisem?- wypytuje Amanda, kiedy schodzą ze schodów.
Ona
powoli z torbą na ramieniu, Wendy obok, rytmicznie skacząc ze schodka na
schodek tak, że jej brązowe włosy wpadają jej do oczu. Amanda w smukłej dłoni ściska kubek z kawą, która swoim
aromatem wypełnia pół szkoły.
-
Chcesz łyka?- pyta kulturalnie.
-
No co ty, nienawidzę kawy!
Amanda
wzrusza ramionami i sama pociąga łyk z tekturowego kubka, poobklejanego
reklamówkami znanej sieciówki.
-
No to mów. Jak było z Denisem?
-
Śmiesznie- przyznaje Wendy.- Choć raz, jak podciął mnie w lesie, to chciałam go
udusić i zakopać w zaspie piachu.
-
Głupia- śmieje się Amanda.- Takich chłopaków się nie zakopuje! Co najwyżej pod
kołdrą w swoim łóżku- dodaje, zabawnie unosząc brwi, przez co Wendy ponownie
rechocze jak opętana.- Ale na poważnie, co z nim?
-
Nic. A co ma być?
-
Spotykacie się? Zaprosił cię gdzieś?
Oczy
Wendy wędrują w stronę sufitu, na twarz wkrada się zirytowany uśmieszek. Od
rana, co poruszą jakikolwiek temat, Amanda zawsze dopytuje się o Denisa. I nie
może zrozumieć, że Wendy nic do niego nie czuje, oraz że się nie spotkają, bo on mieszka w Los Angeles.
-
Nie, mówiłam ci, debilu.
Ale ty mnie zapraszasz- dodaje, kiwając głową na sekretariat szkolny.- Bierz
stypendium, a po lekcjach fundujesz mi McDonalda.
Kobiety wydają się nieznośne, gdy jesteś
niechciany
Ulice są nierówne, gdy jesteś przybity
-
Amanda!
Wesoły
wrzask Wendy, rozcina ciszę w klasie tak gwałtownie, że jej przyjaciółka aż
wypuszcza z rąk telefon, który
upada na pulpit biurka. Kiedy unosi głowę, z grymasem konsternacji na twarzy i
odgarnia ciemną grzywkę z oczu, widzi
brunetkę ubraną w czarny podkoszulek i
koszulę w czerwono-hebanową kratę. Włosy
ma upięte w wysokiego koka, z czego kosmyki już dawno jej się powysuwały i
opadają na wielkie, okulary o odcieniu węgla.
-
Wanda!- woła jeszcze raz, tym razem używając przezwiska Amandy. Według Wendy, Wanda
brzmi bardzo podobnie, co prawdziwe imię jej przyjaciółki: Amanda- Wanda.
Pasuje!
Inni
uczniowie patrzą się ukradkiem na obie dziewczyny; nie pierwszy zresztą raz. Na tle szarej
szkolnej codzienności w tej szkole, gdzie nigdy nic się nie działo, ich śmiechy
i szaleńcze pomysły Wendy oraz jej wrzaski, wydają się być jak fajerwerki na
tle nocnego nieba.
-
Wanda, Wandziu, Dziu-dziu!- woła dziewczyna, tupiąc głośno jak przemierza
klasę, do przedostatnich ławek, tych przy oknie, gdzie zawsze siedzą z Wandą. -
Dziad odwołał mi wyrównawcze, możemy iść do kina i McDonalda!
Wendy
ma ochotę skakać i piszczeć z radości- nie dość, że ominie ją godzina „zajęć
dla opóźnionych” z niemieckiego, to jeszcze pójdzie ze swoją przyjaciółką do
kina! Ale zamiast szerokiego uśmiechu Amandy, dostrzega jedynie zmarszczone
brwi.
- A
jak napiszesz test w piątek? Jest grudzień, wystawiają oceny.
-
Och, dam rade, zawsze daję. Poza tym, mam taką średnią, że nawet jak
przylaszczę, to musi mi wpisać dwóję. Inaczej się odwołam!
-
Chcesz mieć dwa na świadectwie?- mówi Amanda i wykrzywia się, po czym chowa
telefon do kieszeni obcisłych rurek, pokazujących, jaką chudą osobą jest oraz
(choć Wendy nigdy tego jej nie powiedziała) jak bardzo ma niezgrabne nogi. No
ale chude!
-
To tylko semestr- parska jej rówieśniczka i z impetem rzuca swój plecak na
ławkę, prawdopodobnie przy okazji mocno obijając swoje zeszyty.- Na koniec będę
miała trzy, a poza tym, nie mam żadnej innej dwói! To tylko niemiecki, a Dziad
mnie co lekcja gnębi, więc mogę.
Wanda
unosi ręce, elegancka bransoletka na jej kościstym nadgarstku błyszczy
imponująco.
-
Okej, ja się nie mieszam.
Uśmiech
znowu rozciąga rumiane policzki Wendy, nos się marszczy, przez co okulary
przesuwają się odrobinę do góry, a oczy błyszczą jej wesoło. Można by jej teraz
zrobić zdjęcie i dodać do słownika, zamiast długiej i nudnej definicji słowa
„szczęście” albo „radość”.
- I za to cię
kocham- śmieje się, odzyskując humor.- No to jak? Najpierw frytki i potem
dobijamy się colą z popcornem? Podobno teraz, sprzedają pudełka w kształcie
wieńców adwentowych, a na miejscu świeczek, sypią nachosy! A jak dopłacisz, to
masz fotkę z grubym Mikołajem!
- Ja nie mogę- mówi
Amanda, i jak zawsze, kiedy kogoś przeprasza, przybiera ten niby sztuczny,
przepraszający wyraz twarzy, niczym biedny szczeniak.- Wczoraj mi napisałaś, że
odpadasz, przez Dziada… więc umówiłam się z Janet!- Możemy pójść we trzy, Janet jest spoko, lubię ją- przyznaje Wendy.
Z resztą, to dzięki niej, Janet i Amanda się poznały. Natomiast Wendy oraz ona spędziły ze sobą tydzień przerwy jesiennej na wolontariacie- dobrze się poznały i zaprzyjaźniły. A więc- czemu nie mogą iść do kina we trzy?
- Ale ja właśnie zarezerwowałam dwa bilety.
- Dorezerwujmy trzeci.
- Jest maksi miejsc obok nas, wcisnęłyśmy się na dwa wolne- mówi Amanda, bezradnie machając ręką.- Przepraszam cię, Wendy.- Jej smukłe palce delikatnie muskają ramię okularnicy, która stara się zachować na twarzy, sztuczny już, uśmiech.- Naprawdę.
- No co ty, spoko. Ale do McDonalda przed kinem możesz? Znaczy się: możecie?
Mina Amandy zabija w dziewczynie ostatnie resztki nadziei. Znając odpowiedź siada na krześle wyciągając z plecaka zeszyt do matmy.
- Idziemy do Coffe World. Idziesz?
Wendy nie patrząc się na nią, śle jej szeroki uśmiech. Nadal liczy na to, że jej najlepsza przyjaciółka, którą ona zna na wylot, po prostu zapomniała faktu, że Wendy na sam zapach kawy ma odruch wymiotny.
- To daj mi chociaż matmę przepisać.
I nie czekając na odpowiedź Amandy, z resztą jak zawsze od pierwszej klasy, sięga do jej torby, wyciągając idealnie prosty notes.
Gdy jesteś inny
Twarze wyłaniają się z deszczu
Wendy przeskakuje ostatnie dwa schodki
przed szkołą, po czym leniwym pchnięciem ramienia, nie wyciągając rąk z
kieszeni, otwiera sobie drzwi do budynku. Na dworze pada deszcz od wczoraj,
ulice niemal pływają. Jak na środek lutego, pogoda jest wspaniała, ale tylko
dla tych, co mają zamiar na feriach łowić ryby na stoku, a nie jeździć na
nartach!
W szatni siedzą grupki uczniów,
pierwszoklasiści wesoło się śmieją i piszczą od czasu do czasu. Jakiś żartowniś
zgasił światło z jednym sektorze, co Wendy kwituje morderczym spojrzeniem w
dal. Wrzuca luzem kurtkę do swojej części szafki, którą dzieli z Amandą, po
czym kopniakiem domyka drzwiczki. Z planu wyczytuje, że ma lekcję w sali na
piętrze, niestety tej, którą otwierają tylko nauczyciele i nawet na przerwy jest
zamykana. Nie lubi tej klasy, tym bardziej, że są w niej tylko dwa rzędy ławek,
długich złączonych stołów; przez to, nawet jak zajmuje miejsce w ostatniej
linii, czuje na sobie niemal oddech nauczyciela. Nie mówić już o ograniczonych
możliwościach na pisanie liścików i rozmawianie. A czytanie książki z czytnika
czy blogów z telefonu? Nierealne!
Z takimi myślami wspina się po schodach,
żeby ujrzeć obozowisko, stworzone przez swoich rówieśników przy drzwiach
rzeczonej zali.
- Heeej kochana klaso, nie cieszę się, że
was widzę- woła jak zawsze, zaszczycając swoich klasowych idiotów spojrzeniem.
Ci coś jej odpowiadają, niektórzy jak
zawsze umierają z podniecenia, że Wendy raczyła się do nich odezwać. Cóż, na
jej obronę mogę dodać
tyle, że ona nigdy nie była dla nich nie miła! Po prostu uważała ich za nudną
bandę kujonów mami-synków, z których można tylko żartować, ewentualnie
wykorzystać do pracy domowej.
- Wen!- Amanda w towarzystwie Janet siedzą
pod ścianą, ich nowe torby, które kupiły sobie na wspólnym wypadzie na miasto,
leżą trochę dalej.- Chodź, szybko!
Wendy z uśmiechem odrzuca swój stary
skórzany plecak w bok i osuwa się na ziemię obok chudziutkiej czarnowłosej,
która przez ostatni miesiąc, już wcale nie jest czarno włosa, a… coś, co się
dzieje z ludźmi, który farbują ciemne włosy na rudo. To daje kasztanowy-
bardzo, bardzo, bardzo ciemny, kasztanowy kolor.
- Zobacz!
Wanda podtyka jej pod nos telefon. Na
wyświetlaczu widać zdjęcie mężczyzny, a właściwie jego nagiego brzucha. Wendy
patrzy uważnie, a potem z teatralnym zdumieniem odchyla się, by spojrzeć na
Janet, i mówi:
- Nieźle wyszłaś. Wiedziałam, że
wczorajszy wf dobrze ci zrobił.
- Ty nadal gruba, co?- odgaduje z
uśmiechem Janet, niezbyt zgrabna blondynka, na co Wendy kiwa głową.
- W formie jak zawsze.
- Wendy!- upomina ją Amanda, choć prycha
rozbawiona.- Zobacz! Najnowsze zdjęcie Jamesa Waterleoo! Bosz… Jako on jest
piękny!
- No nawet –przyznaje Wendy, choć według
niej ten cały Napoleoński James wygląda jak chomik, któremu ktoś podbił na
czerwono oczy. Nie bez powodu nazywa go, żeby drażnić swoją Wandę, „Wyłupek”.
- Sama jesteś „nawet”. Ty się nie odzywaj,
bo pewnie i tak nie wiesz- śmieje się Amanda, a Janet jej wtóruje.
A potem obie dziewczyny szepcząc
ściszonymi głosami, co jakiś czas parskając natarczywym śmiechem, przez
następne dziewięć minut oglądają profile jakiś „seksiaków” na instagramie.
Dzwoni dzwonek, przychodzi nauczyciel i
otwiera drzwi klasy. Amanda z gracją podnosi się z ziemi i patrzy na
przyjaciółkę, która nadal siedzi na ziemi.
- Chodź Janet, idziemy.
Gdy jesteś inny
Nikt nie pamięta twojego imienia
Meryl jest radosną dziewczyną, z dobrymi
wynikami w nauce, niską i pogodną. Ma jedną prawdziwą przyjaciółkę, Jurite,
która zupełnie do niej nie pasuje i czasem jest dla niej niemiła, ale Meryl to
nie przeszkadza. Ona jest jak świeca w każdej ciemności, przy której trzeba się
uśmiechać, a nawet jak się na ten płomyk dmucha, to i tak trudno go zgasić. I
właśnie z nią Wendy ma dodatkowe zajęcia z historii od początku pierwszej
klasy, a od tego czasu, co tydzień, stają się najlepszymi przyjaciółkami. Co
prawda, później Amanda zajmuje całe miejsce w świecie Wendy, a w Meryl- Jurita.
Mimo to, ta jedna godzina lekcyjna, przerwa przed i wspólna droga na przystanek
autobusowy, pozwoliła im przez te dwa lata się zaprzyjaźnić.
- Meryl!- drze się Wendy, kiedy dostrzega
burzę blond loków w tłumie uczniów.
Dawno nie miała powodów do robienia
zamieszania wokół swojej osoby. Odpowiada jej niski krzyk:
- Wendy!
A po chwili obie dziewczyny tulą się do
siebie. To ich mała tradycja, przy tym uśmiechają się odruchowo.
- Co teraz masz?
- Chemie. O cholercia, Wen, mamy test z… z
chemii. Ona mnie zabije, ja nic nie umiem!- opowiada Meryl, trzymając Wendy za
rękę i bawiąc się jej palcami. Meryl tak robi zawsze, po prostu uwielbia
trzymać kogoś za ręce, najlepiej jeszcze przesuwać bransoletki i pierścionki
wokół palców.
- Nareszcie- śmieje się szatynka
podciągając rękaw czarnej bluzki z grafiką, która przedstawia zespół „The
Doors”.- Ale zanim cię zabije, powiesz mi co było, jasne?
- Jasne- odpowiada Meryl.- A w ogóle, to
mam dla ciebie prezent.
Wendy unosi zdumiona brwi, kiedy blondynka
puszcza jej rękę i wycia ze swojej skórzanej, brązowej torby woreczek. Z
głupawym uśmiechem, wręcza go brunetce, która nie mogąc powstrzymać uśmiechu,
zaciekawiona sprawdza jego zawartość.
- Boże, Meryl, a z jakiej okazji? Prezent
ślubny, że wychodzę za Michealla?
Michaell
to jeden z największych idiotów w szkole, okropna oferma i kujon, o którym
nawet szkoda tu pisać. Ale żartować o małżeństwie z nim? Na to nigdy nie szkoda
czasu!
- O nie, kochana- śmieje się ta druga,
kręcąc głową.- To ja za niego wyjdę pierwsza, nie zapominaj się. To prezent
świąteczny, ty mi dałaś te piękne, cieplutkie skarpety!
Teraz to Wendy dostaje ataku radości i ze
łzami w oczach od szerokiego uśmiechu, odrywając wzrok od kokardy na woreczku,
zerka na Meryl.
- Jest luty.
- Czepiasz się- prycha teatralnie urażona
dziewczyna.- Mam nadzieję, że się podzielisz- dodaje, widząc, że Wendy wreszcie
rozsznurowała zamykający woreczek, sznurek.
W środku jest ogromna tabliczka czekolady,
oraz słoik landrynek- serduszek. Szatynka jest niemal wzruszona, że Meryl,
którą zna niezbyt dobrze, zapamiętała, jak kiedyś rok temu mówiła jej, że uwielbia
te cukierki.
Gdy jesteś inny
Gdy jesteś inny
Gdy jesteś inny
Bardzo mi sie podoba. Tematyka... taka rzeczywista, nie nierealna, a taka w ktorej sie nie gubie- to normalność i mogę to sobie wyobrazić. Podoba mi sie.
OdpowiedzUsuńWszystko gładko napisane, a Przede wszystkim w jednym wybranym stylu- nie skaczesz: tu będzie śmiesznie, tu będzie smutno, a tu chwila grozy-narrator jest zdystansowany, lekko ironiczny.
Czekam na kontynuację! I przepraszam za błędy, ale pisze z telefonu i mam problem z klawiaturą
- J
- J- dziękuję Ci bardzo! Jednak muszę Cię przeprosić, ponieważ przeczytałaś... błąd. Coś mi się poprzestawiało i całe opko się zmiksowało- a ja, pewna, że jest dobrze, wstawiłam! Koniec końców przeczytałaś początek i fragment płowy tej pracy; przepraszam! ;c Choć, jeżeli Ci się podobało, to i tak bardzo dziękuję ;D
UsuńWooow...
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że to początek i fragment xD
Nie no, to opowiadanie...,,Zaczyna się'' bardzo ciekawie. Sama dość dobrze znam sytuacje Wendy. No, chyba zbyt dobrze. Znaczy się...Nie będę się rozpisywać xD
Błąd bardzo mi się spodobał, ale teraz, Ann, moja kochana, musisz szybko go naprawić. Albo coś wykminić, żeby jakoś dodać tu jeszcze dwie ,,następne'' części.
Pozdro, weny i czasu do pisania (którego przykładowo mi bardzo brak)
~Wikkusia
PS. Zapraszam na mojego bloga potteromaniackiego - http://hptajemnicarodzinydumbledore.blogspot.com/
Chyba przeczytałam tą poprawną wersję :) Cóż, bardzo mi się spodobało. Tak jak pisze -J: temat realny, codzienny i łatwy do wyrażenia sobie, choć ja... ja nigdy nie miałam takiego problemu. Mam to szczęście, że moi znajomi raczej są wierni, a jak nie, to przynajmniej szczerzy i otwarcie każą mi spadać, albo ja im :p
OdpowiedzUsuńNarracja wyszła ci świetnie, jak dla mnie cudnie. Wgl bardzo lubię czytać twoje opka, są takie stonowane na swój sposób. Jednocześnie zabawne, dialogom nie można nic zarzucić, są potwornie rzeczywiste :)
Czekam na kontynuację i kolejną FT!
PS Ten cytat o Fredzie... Boże, moje biedne serduszko! ;-;