Z góry dziękuję za wszystkie komentarze :) Pamiętajcie, jeszcze Epilog!
Całuski carmel 
- Gdzie ty nas prowadzisz? Przecież główne schody są w przeciwną stronę.
- Oto chodzi. Ona zawsze wolała boczne przejścia, więc...
- Grace, zachowujesz się jakbyś dokładnie wiedziała... Wszystko. To lekko...
- Przerażające?
- Tak trochę... Tak.
- Dobra. Posłuchaj mnie, Johnny, musimy... Chwila, Johnny? Johnny! Do jasnej anielki, Johnny, gdzie jesteś?! To nie jest zabawne! Johnny! W tej chwili wychodź z tej swojej kryjówki, albo cię ukatrupię! Johnny, no! Błagam cię, odezwij się!
- Przykro mi, Grace, ale on ci nie odpowie.
- Oto chodzi. Ona zawsze wolała boczne przejścia, więc...
- Grace, zachowujesz się jakbyś dokładnie wiedziała... Wszystko. To lekko...
- Przerażające?
- Tak trochę... Tak.
- Dobra. Posłuchaj mnie, Johnny, musimy... Chwila, Johnny? Johnny! Do jasnej anielki, Johnny, gdzie jesteś?! To nie jest zabawne! Johnny! W tej chwili wychodź z tej swojej kryjówki, albo cię ukatrupię! Johnny, no! Błagam cię, odezwij się!
- Przykro mi, Grace, ale on ci nie odpowie.
* * *
Dwadzieścia pięć lat wcześniej
 - Jesteś strasznie sztywna, Grace - oświadczyła z przekonaniem Mary, krzywiąc się teatralnie.
Jako że Mary  z 
natury nie była pięknością, jakikolwiek brzydki wyraz twarzy  upodabniał
 ją zazwyczaj do wygłodniałego zwierzaka z delikatnym zezem.  Również 
teraz przypominała buldoga, który nie mógł doczekać się kolacji.  To 
sprawiło, że Grace odwróciła wzrok od jej twarzy, wpatrując się w  
tabliczkę na ziemi. Następnie jednak znowu przeniosła wzrok na buźkę  
irytującej koleżanki. Co z tego, iż nie grzeszyła urodą, lepiej patrzeć 
 na nią niż na to coś.
 - Nie jestem sztywna, po prostu nie wierzę w takie brednie - prychnęła zatem, krzyżując ramiona na piersi.
Z trudem powstrzymała się od wywrócenia oczami; mama zawsze jej powtarzała, że nie wypada stroić takich min.
- No  właśnie! -
 zawołała Mary, unosząc piegowate ręce ku górze. Droga  bransoletka 
ukradziona jakiejś cygance zabłysła imponująco w świetle świec. - To brednie, Grace, brednie. Zwyczajna zabawa - nie będziemy przecież przywoływać duchów naprawdę!
Grace już  nie 
wytrzymała, więc wywróciła oczami. Boże, jak ona nie znosiła Mary!  Nie 
wiedziała, jak Lila mogła się zaprzyjaźnić z tą potworą. Ani  specjalnie
 mądra, ani specjalnie ładna, ani specjalnie zabawna, ani  specjalnie...
 Specjalna. Po prostu wkurzająca piegowata dziewczyna o  oczach jak dwa 
zgniłe jabłka. Za to jaka uparta!
- Chodź, siadaj obok mnie - namawiała ją dalej Mary. - Jeśli chcesz, mogę cię nawet potrzymać za rączkę - dodała z kpiną.
Grace  ponownie 
przewróciła oczami, a następnie zerknęła niechętnie na podłogę,  gdzie 
leżała rozłożona tabliczka OUIJA. Lata świetności miała już za  sobą; 
była podarta na rogach, poplamiona sokiem i miała dorysowany  uśmiech 
obok napisu ,,YES''. Niestety, wydawała się mimo wszystko w na  tyle 
dobrym stanie, że mogło się jej używać.
 - Poczekajmy na resztę - burknęła Grace. - Zaraz przyjdzie Lila z tym swoim nowy znaleziskiem.
- On ma imię - westchnęła Mary, ale Grace nawet w blasku świec dostrzegła, że ta uśmiechnęła się do niej.
Mimowolnie odwzajemniła uśmiech.
 - Tak, wiem. Zresztą, jest ono całkiem urocze.
Mary pokiwała ze zrozumieniem głową.
 - Co prawda to prawda - Johnny to naprawdę ładne imię.
* * *
Grace nagle zapomina, jak się oddycha.
Zna ten głos, boże, zna 
go i to  przerażająco dobrze. Te oddzielanie samogłosek, ten drwiący 
ton...  Wydaje jej się przez chwilę, że znowu ma dziesięć lat i nosi 
niebieską,  spłowiałą sukienkę, a jej myśli krążą jedynie wokół nowych 
zabawek. To  sprawia, że drży nie tylko z zimna.
Minęło tyle lat, tyle feralnych lat.
- Porozmawiaj ze mną, Gracie. - Kobieta przymyka powieki, a następnie zaciska pięści.
To tylko kolejny durny żart Johnny'ego, to tylko kolejny durny żart Johnny'ego... - myśli intensywnie, ale jej usta drżą z przerażenia; czuje ucisk w gardle.
 - Dalej, Gracie, porozmawiaj ze swoją Babunią.
,,Moja  pieprzona babcia
 nie żyje! Nie wiem, kim jesteś, ale to nie jest  śmieszne!''. Chce 
krzyczeć, wyzywać, przeklinać i płakać, tak  b a r d z  o chce płakać, 
ale głos odmawia jej posłuszeństwa. Czuje się jak kukła,  którą 
marionetkarz się znudził. Pusta, bezwartościowa, okrutnie bierna kukła.
- Gracie...
Dawniej też nazywała ją 
'Gracie', ale wtedy zazwyczaj jej imię pojawiało  się wśród 
bezsensownych zdań. Wśród słów, które razem, mimo że powinny  tworzyć 
całość, brzmiały śmiesznie i bezsensu. Były często źle  zastosowane; 
Grace nigdy jednak nie wiedziała, czy jej Babcia zaczęła  błędnie 
stosowała wyrazy przez schizofrenię czy starość.
A może dobrze mówiła?  
Może po prostu i widziała, i słyszała więcej, więc potrzebowała więcej  
znaczeń, aby móc zdefiniować wszystko w tym porąbanym świecie.
Jak Nelly. No właśnie, Nelly. Jej zaginiona córeczka.
Zaginiona przez kobietę nieżywą od kilkunastu lat.
 - Porozmawiaj z babcią, Gracie – zachęca ją głos. Dochodzi zewsząd.
- Nie mam babci – odpowiada, a następnie rusza biegiem do schodów. Johnny'ego odnajdzie później.
Wydaje jej się, że wie, gdzie obecnie może być Nelcia. Bo przecież w tym wielkim domu jest tylko jeden dziecięcy pokój. 
* * *
 - Dziewczyny! - zawołała Lila, gdy tylko przekroczyła próg swojego pokoju.
Wcześniej  
musiała iść po Johnny'ego, gdyż ten za nic w świecie nie mógł odnaleźć  
jej domu. Był nowy w mieście, zresztą to było widać. Wszyscy chłopcy z  
tej prowincji wyglądali podobnie - krótko obcięte czupryny, wiecznie  
nowe dżinsy, donośne głosy i palce ze zgrubiałymi opuszkami od pomaganiu
  ojcom przy stolarce czy innym zawodzie. Johnny natomiast miał  
przydługie włosy, które opadały niechlujnie na jasne oczy; podarte na  
kolanach spodnie; miękki akcent i szczupłe, niemal kobiece, dłonie. 
Kiedy Lila  
zobaczyła go po raz pierwszy, zmiękły jej kolana. Johnny z tymi  
kosmykami i zagubioną miną był niewiarygodnie słodki. Do tego ten  
akcent! Najpiękniejszy jaki Lila słyszała w całym swoim szesnastoletnim 
 życiu.
Dlatego  teraz z
 dumą stała obok Johnny'ego, przedstawiając go przyjaciółkom,  jakby 
znała go całe życie, choć pierwszy raz dostrzegła go dopiero  cztery dni
 temu.
 - Mary,  Grace,
 poznajcie Johnny'ego. Jak wam mówiłam , jest nowy w naszym  mieście, 
przeprowadził się z Anglii. - Posłała dziewczynom telepatyczny  przekaz:
 ,,Europejskie ciacho!''. - Johnny, oto Mary i Grace, moje  najlepsze 
przyjaciółki.
 - Cześć! -  
zawołała Mary, podnosząc się z podłogi i otrzepując sukienkę. Uśmiechała
  się do chłopaka nieco zbyt szeroko, jak na gust Lili.
 - Hej - zwrócił się do niej Johnny.
Mówił cicho,  
jakby nie chciał ich przestraszyć. Psh, piękny mi macho, zirytowała się 
 Grace, przyglądając mu się. Nawet w świetle świec widziała, że chłopak 
 był dość drobny z natury, o elfich uszach i delikatnie zarysowanej  
szczęce.
Mary dalej coś szczebiocząc, dała jej kuksańca w żebra. Grace syknęła z bólu.
 - A to jest  
Gracie - zazwyczaj nie piorunuje chłopaków wzrokiem. Tak szczerze,  
przeważnie takim spojrzeniem obdarowuje dziewczyny. To chłopczyca -  
plotła trzy po trzy Mary. - Łatwiej jej się zatem utożsamiać z  
chłopcami. Wiesz, oni ją przypominają, tak jakby. Są...
 - Długowłosi, umalowani i cycaci? - zapytał bez wahania Johnny, patrząc z uśmiechem na Grace.
Boże, jaki piękny uśmiech, przemknęło przez myśl Lili.
 - Właśnie  
idealnie opisałeś chłopaków z naszego miasta - potwierdziła Grace, a  
następnie dodała, aby wyjść na w miarę sympatyczną:
 - Tak w ogóle, miło mi cię poznać.
 - Nawzajem - niemal wszedł jej w słowo Johnny, ani na chwilę nie odrywając od niej miodowych oczu.
Mary,  
dostrzegając blade rumieńce na twarzy chłopaka i jego maślany wzrok  
skierowany w stronę Grace, wyszczerzyła się jeszcze szerzej niż chwile  
temu. Oj, będzie się działo!
* * *
Grace biegnie po  
schodach, a cicha piosenka rozbrzmiewa przy każdym jej kroku. Melodia  
wydaje się przez nią przenikać, umiejscawia się w kościach i sprawia, że
  każdy ruch kobiety jest bolesny i szokująco męczący. Mimo to dalej  
biegnie, niemal nie przewracając się co kilka kroków.
Wszystkie małe dzieci już od dawna śpią A ja im opowiadam Koszmary które śnią
Wszystkie małe dzieci już od dawna śpią A ja im opowiadam Koszmary które śnią
Śmierć splata ---- Śmierć splata ----Śmierć splata ---
Ktoś cały  czas
 śpiewa tą samą frazę niczym zacięta płyta. Grace z gęsią skórką  
słucha, jak stopniowo pięknie śpiewane słowa zamienia się w zgrzyty, a  
potem przechodzi w krzyk.
ŚMIEEERĆ SPLATA ---- ŚMIEEERĆ SPLATA ---- ŚMIEEERĆ SPLATA ---
Dobiega na piętro.  
Wszędzie leżą zabawki; brudne, zniszczone i stare, mimo że nigdy jako  
jedyne dziecko mieszkające w tym domu, nie bawiła się nimi. Zresztą nie 
 dotykała nic ze swojego pokoju - był to wyraz jej dziecięcego buntu.  
Nienawidziła tutaj przybywać, w tym domu pachnącym kulkami na mole. Był 
 tak daleko od jakiekolwiek cywilizacji, od koleżanek i kolegów z  
przedszkola, od ciekawskich, ale znajomych sąsiadek.
Tak daleko od wszystkiego, co znała.
ŚMIEEERĆ SPLATA ---- ŚMIEEERĆ SPLATA ----  ŚMIEEERĆ SPLATA ---- ŚMIEEERĆ SPLATA ---- ŚMIEEERĆ SPLATA ---
      Grace, ledwo łapiąc oddech, kieruje się w stronę swojej starej sypialni.
  Piosenka w 
tym czasie przestaje być  krzykiem, znowu jest cicha i łagodna. Grace 
jest jednak jeszcze bardziej  przerażona, niż gdyby melodia dalej była 
głośna i krzykliwa.
Bowiem słowa w kołysance są zmienione.
Śmierć splata nasze losy Czerwone od krwi wspomnienia Nie obudzisz się laleczko moja mała Nie obudzisz się już nigdy córeczko
* * *
- Dlaczego nie chcesz z nami grać? - Johnny spojrzał ze szczerym zaciekawieniem na Grace.
   
Dziewczyna 
zdawała się bystra i  rozsądna, twardo stąpająca po ziemi, więc Johnny 
nie potrafił uwierzyć,  że Grace nie chce użyć tabliczki, bo się boi, 
choć tak twierdziła Mary.  Zresztą, Mary też twierdziła, że nie może 
nawet spróbować wypieków mamy  Lili, bo ma już i tak za grube uda, a 
według Johnny'ego jej nogi były  zupełnie normalne. Za to twarz 
pozostawiała trochę do życzenia, ale  hej!, Mary miała jednak bardzo 
ładny uśmiech i miły głos, więc dało się  ją przeżyć, prawda?
 - Bo nie 
wierzę w takie  brednie, to dla mnie strata czasu. - Trzeba było jednak 
przyznać, że  najładniejszy głosik należał do tej ciemnowłosej o 
cudownie niebieskich  oczach.
Johnny nigdy 
nie uważał siebie  za człowieka-Casanovę. Co prawda często przyciągał 
spojrzenia różnych  dziewczyn, ale żadna mu się nigdy specjalnie nie 
spodobała. Do teraz -  Grace ze swoim morderczym spojrzeniem, chudymi 
rączkami i piegami była  po prostu przesłodka. Od razu sprawiła, że z 
trudem odwracał wzrok od  jej opalonej twarzy, co chyba ją irytowała, bo
 obdarzała go niechętnymi  minami.
Cóż jednak na
 to poradzić...  Johnny już od dziecka, kiedy to zdecydował się przebrać
 za księżniczkę w  dżinsach na bal przebierańców, przejawiał pewne 
masochistyczne  skłonności. Delikatne zauroczenie dopiero poznaną, 
widocznie nielubiącą  go dziewczyną, tylko utwierdzało biedaczka w tym 
przekonaniu.
- Siadaj, 
Grace, no nie bądź  taka! - rzuciła z irytacją Mary. - Zagramy raz, 
możesz nawet zacząć i  będziesz to miała z głowy! Nie psuj zabawy innym.
Grace 
przekrzywiła głowę na  lewo, patrząc na Mary niczym na nic nie wartego 
szkodnika. Mimo to, na  koniec końców, po błagalnym spojrzeniu 
Johnny'ego i prośbie Lili,  usiadła na podłodze, wzdychając.
 - Dobra, niech wam będzie. -  Lili pisnęła z zachwytu, a Johnny uśmiechnął się szeroko, czując ciepło  na policzkach. 
(I nie, wcale 
nie rumienił się dlatego, że Grace siadając  przypadkiem dotknęła jego 
ręki. Zupełnie nie dlatego, to tylko zwykła  alergia. Na koty. Lub 
świnki morskie. Zależy, jakie stworzonko miała u  siebie w domu Lila, 
rzecz jasna.)
   Johnny
 zauważył znaczący  uśmiech, jaki skierowała w jego stronę Mary. Niech 
ją szlag, powinna dać  biednemu alergikowi spokój! No zero empatii miała
 ta dziewczyna...
Może jednak Johnny wcale nie miał uczulenia na świnki morskie, ale na Mary? Hmm...
 - Johnny! - 
dziobnęła go Lila.  Johnny dostrzegł, że wszystkie dziewczyny siedzące 
wokół tabliczki do  wzywania duchów, wpatrują się w niego.
 Zamrugał kilkakrotnie.
 - Umm, tak?
 - Już zaczynamy, lunatyku na jawie, a raczej Grace zaczyna - wyjaśniła sytuację Mary. - No, dalej, Gracie.
Grace skrzywiła się. Widocznie nie lubiła tego zdrobnienia.
 - Nie mów tak na mnie - wycedziła, a następnie przewróciła tymi cudownymi, niebieskimi oczami - Kładźcie ręce na wskaźnik.
Johnny 
wykonał polecenie,  zauważając, że Mary była aż nadto podekscytowana, a 
Lila wydawała się  nieco przestraszona. Jedynie Grace zachowywała się 
normalnie, tak jak  Johnny. Z chwili na chwilę coraz bardziej ją lubił.
Zapadła głucha cisza, dopóki Mary nie odchrząknęła.
 - Także 
tego... to może ja  zacznę. Ale nie podamy imienia, będzie ciekawiej, 
dobra? - Nikt nie  zaprotestował. - Powtórzcie: My, zebrani tutaj, 
przywołujemy ducha  związanego z kimś z nas.
 - My, zebrani tutaj, przywołujemy ducha związanego z kimś z nas - powiedzieli naraz.
Po raz kolejny zapadła cisza. Johnny nie wiedział, czemu nagle miał gęsią skórkę.
 - Duchu, jeśli jesteś wśród nas, wskaż wskaźnikiem ,,Tak''. 
Nic się nie 
stało. Johnny  zrobił komicznie przerażoną minę do Grace, chcąc wywołać u
 niej uśmiech.  Nie udało się, dziewczyna posłała mu kolejne złe 
spojrzenie.  Przynajmniej Lila się uśmiechnęła...
- Dobra, 
skoro już wiadomo, że  to tylko durna zabawa, możemy pooglądać film lub 
coś porobimy? - zapytała Grace  po kilku minutach bezsensownego 
patrzenia w tablicę.
 - Jasne - zgodził się natychmiast Johnny.
Grace posłała mu blady uśmiech, co zaowocowała u niego palpitacją serca.
 - Musimy zatem zakończyć rytuał - oświadczyła Mary. Grace na te słowa prychnęła, Johnny przygryzł dolną wargę.
 - Po co? - 
zapytała Lila,  wzruszając ramionami. - To tylko dalsza strata czasu. 
Lepiej zrobię już  popcorn. - Chciała wstać, ale Mary złapała ją za 
przegub.
 - Lila, nie wygłupiaj...
Grace jej przerwała:
  
 - To ty nie wydziwiaj. Sama  powtarzałaś, że to tylko zabawa. Do tego 
żaden duch nie przybył -  wskaźnik się nie poruszył, świeczki nie 
zgasły, nic a nic się nie stało.  Bez sensu dalej ciągnąć tą zabawę.
Johnny posłał Mary przepraszające spojrzenie.
 - Dokładnie - zgodziła się z Grace Lila. - Szkoda czasu, jak mówiłam. To pójdę po popcorn... Jeśli chcecie, oczywiście.
Wszyscy chcieli.
Chociaż Mary 
na początku była  nieco spięta, reszta wieczoru minęła im przyjemnie. 
Jedli popcorn,  oglądali filmy, rozmawiali. Tabliczka Ouija poszła w 
niepamięć, a  przynajmniej zapomniał o niej Johnny, patrząc na 
uśmiechniętą Lilę,  nierozgarniętą Mary i oschłą Grace. 
Wzywanie 
duchów przypomniało mu  się dopiero po tygodniu, jak wspominał 
pożegnanie się z widocznie  zauroczoną nim Lilą. Żałował potem, że jej 
nie pocałował, choćby w  policzek.   Dziewczyna bowiem tydzień później już nie żyła.
      * * *
Nelly stoi przy 
wielkim otwartym oknie  plecami do Grace. Mimo to ona od razu rozpoznaje
 jej gęste, brązowe  włosy i trupioblade ramiona. Niemal nie zaczyna 
łgać z ulgi.
Nelly żyje, nic się jej nie stało. Dzięki Bogu.
Grace podbiega do 
Nelly, chce ją  przytulić. Nie zwraca uwagę na wodzące za nią oczami 
lalki, na misie o  zaszytych ustach, na pajacyka z obłąkanym 
spojrzeniem. Nie zwraca na nic  uwagi, choć powinna być przygotowana na wszystko. Jest jednak zbyt uradowana, żeby logicznie myśleć.
Łapie za ramiona 
Nelly, swoją kochaną  córeczkę, i odwraca do siebie przodem, chcąc 
pocałować ją w czoło i  powiedzieć, że wszystko będzie dobrze,  n a r e s
 z c i e  wszystko  będzie dobrze. I już Grace ma jej to powiedzieć, już
 otwiera usta, kiedy  widzi oczy swojej córki i zamiera.
Nie widać tęczówek, tylko czerń, przerażającą, nieludzką czerń.
Grace nie zdąża 
krzyknąć, nim zostaje  wypchnięta przez okno z przerażającej wysokości. 
Co jednak  straszniejsze, Nelly skacze za nią.
Następnie jest upadek i nie ma już nic. 
Świetne. Nie mogę się doczekać epilogu.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie, kto wypchnął Grace z okna: demoniczne dziecko, demoniczny duch babci czy demoniczne zabawki...
A o Grace i Johnnym można by napisać osobne love story.
Czekam na Swatkę, no i na epilog oczywiście.
Aga
Potwierdzam!
UsuńNapisz Love Story o Grace i Johnny'm... To będzie genialne xDDD <3
~kk
Kochane, dziękuję za komentarze :)
OdpowiedzUsuńEpilog postaram się napisać w miarę szybko, niestety zbliża się egzamin, więc nie wiem dokładnie, kiedy powstanie. Równie dobrze mogę go napisać w tym tyg jak i za miesiąc. Co do opowiadaniu (no dobra, nie oszukujmy się, love story, jak to ładnie ujęłyście :)) o Grace i Johnny'm - raczej nie powstanie, jednak myślę o napisaniu sequelu Nelly. Tam na pewno pojawiłyby się scenki tej dwójki, a raczej scenki w rodzaju ,,Jak to się stało, że Johnny poderwał Grace?" ;)
Całuski,
Carmel
O matko... Tyle powiem, że pomimo, iż nie jestem jakaś strachliwa, to muszę przyznać, że to opowiadanie jest na równi z creepypastami, których nie polecam jako zamiennik dobranocki. Pomimo wszystko gdybym nie czytała tego o północy to wspaniałe opowiadanie!
OdpowiedzUsuńPS Wybaczcie, jeśli nic nie zrozumiałyście z tego komentarza... ~Reyna