
Napisałam to pod wpływem chwili. W porównaniu do moich innych prac nie jest to długie opowiadanie i początek może, cóż, 'trochę zwodzić', o czym to właściwie jest, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Jednorazowo i krótko o Walburdze Black, inne spojrzenie na tą postać. Moja wersja wydarzeń, jak naprawdę mogło wyglądać jej życie.
Całuski Carmel
PS. Dedykuję to mojej starszej siostrze - kiedy jesteś chora, jesteś irytująca. Kiedy jesteś chora i to ja Cię zaraziłam, naprawdę wkurzasz. A kiedy jesteś chora i to ja Cię zaraziłam i musisz uczyć się historii, zaczynam rozważać, czy mamy w domu knebel. True.
Grimmauld Place 12, 20.12.1959
„Moja matka nie miała serca (...) Tylko nienawiść utrzymywała ją przy życiu”
Grimmauld Place 
wyglądało w tym roku wyjątkowo świątecznie. W każdym oknie, nawet za 
ozdobnymi firankami, można było dostrzec blask świec oraz lampek 
choinkowym. Gdyby ktoś ustał na środku ulicy i nasłuchiwał dokładnie, 
mógłby dosłyszeć radosne śmiechy dzieci i pierwsze śpiewanie kolęd. Każdy nieznajomy ze złym humorem stojąc na tej ulicy 
choćby przez chwilę, rozpogodziłby się, znowu czując aurę zbliżających 
się Świąt. Chyba, że byłby on czarodziejem i jakimś cudem, dostrzegłby 
pewien dom zazwyczaj schroniony przed wzrokiem ciekawskich. Wyróżniałby
 się on na tle budynków - ciemny, bez żadnych ozdób, no, może z jedną, 
jeśli nazwałoby się kobietę stojącą w oknie ozdobą domu.
Musiała być kiedyś bardzo piękna,
 pomyślałby wtedy młody czarodziej, gdyby udało mu się dostrzec 
doskonałą sylwetkę i szczupłą twarz pewnej damy w oknie. Bowiem nawet w 
mroku, który okalał ją niczym najlepiej dopasowana suknia, Walburga 
Black wyglądała niezwykle dostojnie. Jej rysy twarzy dzięki słabemu 
światłocieniowi wyostrzały się, tworząc mistyczną mozaikę, a delikatne 
zmarszczki przy kącikach oczu stawały się niewidoczne.
Tyle że nawet gdyby 
Walburga miała cerę dalej doskonale gładką jak przed laty, nie 
zdeformowaną pierwszymi objawami zanikającej młodości, nikt nie osądziłby
 ją o bycie dalej piękną. Dalej piękne zdawały
 się kobiety o oczach iskrzących się jak domowe ognisko, o twarzach 
promiennych, o głosach ciepłych i delikatnych. Dalej piękne były 
kobiety, które dobrze wyglądały przyjmując laurki od swoich dzieci. 
Dlatego, mimo że mogło się powiedzieć o Walburgii Black wiele innych 
komplementów, nikt nie potrafiłby oznajmić, patrząc jej prosto w ciemne 
oczy, że była dalej piękna. Gdyż jej do twarzy było tylko z Ciemnością, 
dosłownie i w przenośni, podczas gdy inne żałosne kobiety dobrze 
wyglądały robiąc zwykły obiad.
To jednak nie 
znaczyło, że pani Black nikt nie kłamał prosto w oczy o jej pięknie. 
Wielu adoratorów, nawet po jej zamążpójściu, szeptali z uśmiechem o 
niezwykłej barwie tęczówek, o uśmiechu, o wyrazu twarzy. Może nawet 
Walburga uwierzyłaby im, gdyby nie miała takiego łatwego dojścia do 
lustra. Regularnie widywała swoje zimne oczy, swoje zimne uśmiechy i swój zimny wyraz twarzy. Nic oszołamiającego.
Temu przymykała oko na
 to, że Orion, zarówno jej młodszy kuzyn drugiego stopnia jak i mąż, nie
 wspominał nic o jedwabistości włosów swojej kobiety, czy o jej 
niezwykle długich rzęsach. Milczał, tak samo gdy milczał, kiedy pani 
Black zarządzała wszystkim, ustanawiając nowe sojusze, a on stał tuż 
obok, nie zgłaszając nigdy żadnego sprzeciwu. Pewnie dlatego dzisiaj był taki poddenerwowany - pomyślała z niesmakiem Walburga - bo sam będzie musiał wreszcie zadecydować o niektórych sprawach. Albo uważa, że czegoś się domyśliłam... Pani Black otrząsnęła się, wracając szybko do pierwszej myśli.
 Już przed ślubem wiedziała, że ona będzie dalej rządziła 
rodziną Blacków, jednak w dalszym ciągu po tylu latach dziwiło ją, jak 
jej mąż potrafił być bierny. Najchętniej nie robiłby nic, tylko trzymał 
fortunę na różnych obcokrajowych kotach bankowych i patrzył z 
zaskoczeniem, jak ich wartość stopniowo spada. Zero drygu do interesów, 
naprawdę.
Zresztą Orion miał 
zero drygu również do życia. Opiekował się rodzinnym tradycjami bez 
żadnych namiętnych uczuć, szlamami gardził tak, że ledwo dało się to 
dostrzec - na szczęście żadnej jeszcze się nie ukłonił na powitanie, bo 
wtedy pani Black dostałaby zapewne zawału - a jedyne, co sprawiało, że 
szczerze się uśmiechał, były jego siostrzenice. Andromeda, Bellatrix i 
Narcyza Black zdawałby się największym szczęściem w życiu Oriona, 
większym niż jego własna żona czy syn. Ha, pewnie gdyby Andy, Bella i 
Cyzia oraz ich matka, siostra Oriona, nie wyjechały na Święta do 
Francji, teraz siedziałby grzecznie w domu i trzymał wszystkie trzy 
panienki na kolanach. Obłudnik. Swojemu własnemu dziecku nie zapewnił do teraz
odpowiednich przygotowań do Świąt, a tym z dalszej rodzinny najchętniej dałby gwiazdkę 
od samego Merlina!
Walburga, nagle 
przypominając sobie o niemowlęciu, odwróciła się w stronę kołyski, gdzie
 spał miesięczny Syriusz Black. Chłopczyk był zaskakującą głośnym i 
narwanym dzieckiem za dnia, umiał krzyczeć całymi godzinami i żaden 
skrzat domowy nie potrafił go uspokoić, jednak na szczęście noce 
przesypiał idealnie. Tak jak przystało na Blacka, prawowitego dziedzica 
fortuny starożytnego rodu, który musiał doskonale się prezentować, znać 
wszystkie zasady dobrego wychowania i gardzić tymi obrzydliwymi 
szlamami. Co prawda Walburga nie miała zbytnio czasu zajmować się 
dzieckiem, więc robiły to za nią skrzaty, ale akurat to mu wpoi, och 
tak. Żaden Black nie będzie przychylnie patrzył na te szkarady, już ona 
oto zadba!
Kobieta, szeleszcząc 
cicho fałdami swojej drogiej sukni, doszła do pozłacanej kołyski 
wykonanej przez gobliny. Syriusz nadal był mniejszy niż powinien, a jego
 włosy płodowe wyglądy marnie. Do tego dalej miał te zwyczajne, 
niebieskie, niemowlęce oczy, które teraz okrywał delikatnie 
pomarszczonymi powiekami.
Matka wpatrywała się w
 swojego syna tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. W jego mały nosek, małe 
usta, małe rączki. Uśmiechnęła się delikatnie; jak na siebie 
zadziwiająco łagodnie.
 - Mój mały Syriusz, mój mały dziedzic - wyszeptała. - Nie będziesz taki beznadziejny jak swój ojciec, prawda?
Niemowlę poruszyło się
 niespokojnie w kołysce, jakby zdawało sobie sprawę z tego, że ktoś do 
niego mówił. I że po czyiś policzkach bezdźwięcznie lecą łzy.
Ponieważ nawet jeśli 
Orion Black zdawał sobie sprawę z tego, że był bierny życiowo, uważał 
również, iż doskonale chronił swoje małe grzeszki z innymi kobietami 
przed żoną. Och, gdyby wiedział, w jakim był błędzie... Ale Walburga 
Black, dumna dama, nie miała zamiaru go z niego wyprowadzać i jak zwykle
 przymykała na wszystko oko. Nie potrzebowała męża, gdy przed nią leżał 
prawdziwy mężczyzna jej życia, ktoś, kto nigdy jej nie opuści dla 
chwilowej przyjemności, a potem wróci jak gdyby nigdy nic, jak parszywy 
szczur.
Dlatego Walburga Black
 dalej dzielnie patrzyła w lustrze w swoje zimne, mokre oczy w noce, gdy
 łoże po jej prawej stronie było puste. Wiedziała, że musiała trzymać 
fason, aby dobrze wychować swojego małego Syriusza. Syriusza, który 
będzie ją kochał niezależnie od wszystkiego i który nigdy jej nie 
opuści.
Szkoda, że jeszcze 
wtedy nie wiedziała, iż różnica poglądów i zbyt wygórowane oczekiwania 
oraz lodowata obsesja na punkcie tego, aby rodzina dobrze prezentowała 
się z zewnątrz, może zniszczyć nawet największą rodzicielską miłość.
(Wigilię spędziła 
samotnie przy akompaniamencie spokojnego oddechu Syriusza oraz okna, 
które kusiło widokiem kolorowych światełek.) 
|  | 
| Dla mnie drugi najbardziej poruszający moment w HP, tuż po tym, jak Hogwart niemal stoi 'w płomieniach wojny' x.x | 
Ładne i ciekawe. Początkowo nie wiedziałam o co chodzi, chociaż kojarzyłam skądś nazwisko :D
OdpowiedzUsuńInteresujący styl pisania i ogólnie wielki plus za to krótkie (coś)opowiadanie.
Zuza :D
Bardzo przepadam za tak wykreowanymi postaciami. Według wielu dwulicowymi, ale dla mnie naprawdę pięknymi oraz bogatymi w charakter i emocje, chociaż posiadają wyżej wymienioną dwulicowość.
OdpowiedzUsuńRozkochałam się na nowo w twoim stylu pisarskim. Rozkochuję się w pisaniu każdej z was, czytając następne posty.
Jesteście po prostu nieziemskie.
Mi$ka.